고급검색 고급검색

Ostatnie lata panowania Augusta III, śmierć jego i wybór Stanisława Augusta Poniatowskiego.



August III, narzucony Polsce przemocą oręża moskiewskiego na króla, był wzorem niedołężności. Zdawszy rządy na ministra saskiego Brühla, nie zajmował się sam sprawami Rzeczypospolitej. Według ustaw tejże nie mógł się minister obcy mięszać w jej sprawy, lecz na wszystko znalazły się sposoby. Najprzód bowiem udawano ciągle, że to sam król załatwia sprawy, a nadzieja bogatych obłowów skupiała zawsze licznych około Brühla partyzantów, którzy nietylko wskazywali mu drogi, jak obchodzić ustawy, ale w dodatku brali na siebie obronę wobec rodaków każdego nadużycia. Brühl nagradzał usłużnych dostojeństwami, urzędami i starostwami, a że do króla bez niego nie można się było dostać, rozrządzał wkrótce licznym zastępem stronników, którzy robili wszystko na jego skinienie. Chcąc działać bezpieczniej a przytem i swoich w Polsce wyposażyć synów, postarał się i o szlachectwo polskie. Że zaś świeżo uszlachcony nie mógł zaraz otrzymywać dostojeństw i królewszczyzn, wynaleziono sposób zaliczenia go w poczet dawnej szlachty. Sposobność nastręczyła wieś Brylewo, dawniej własność Ocieskich, z czego zręczni matacze palestry trybunalskiej wywiedli, że przodkowie ministra saskiego Brylowie-Ociescy dzierżyli wieś wspomnioną. Syn najstarszy ministra wygrał sprawę o tę wieś w trybunale koronnym, i odtąd stali się sascy Bruhlowie dawną szlachtą polską!

Rządy Brühla były zgubne dla Polski, ponieważ nie dbał o jej dobro, sławę i potęgę, a swemi matactwami dyplomatycznemi i używaniem środków demoralizujących podkopał do reszty jej znaczenie i przywiódł ją ostatecznie do tego, że była na łasce sąsiadów. Rozstrój wewnętrzny musiał się zwiększyć, skoro nikt drogą prawdziwej zasługi lub użytecznego dla ojczyzny działania nie dobił się urzędu, dostojeństwa lub chleba zasłużonych tj. starostwa czy też innej królewszczyzny, a wysługiwanie się dworowi lub nadskakiwanie wpływowym u ministra osobom było jedynym środkiem uzyskania jakiegokolwiek stanowiska lub nagrody. Ludzie prawdziwej zasługi i pałający czystą miłością ojczczny uchylali się od spraw publicznych, ponieważ nie poczuwali w sobie ani chęci ani woli stawania w tłumie nadskakujących. Takich atoli było w tym wieku zepsucia nader mało, a reszta albo dawszy się ująć dworowi, była gotowa na każde jego skinienie, albo nie widząc możności zyskania na nim wpływu i przewagi, łączyła się z jego przeciwnikami i tworzyła stronnictwo niby to opozycyjne. I jedni i drudzy nie występowali właściwie do walki o dobro ojczyzny, o które nie dbali w rzeczy, lecz o przewagę wpływu swego na dworze i w Rzeczypospolitéj. Gdzie były w grze tak nieczyste pobudki, tam nie mogło przyjść do zgodzenia się na cokolwiek ze względu na dobro publiczne, chociaż dość często osłaniano pięknie brzmiącemi frazesami patryotycznemi dążenia w najwyższym stopniu niepatryotyczne. Ponieważ strony sporne nie miały w miłości kraju wspólnego ogniska, w którem ich różnokierunkowe dążenia mogłyby się spływać, musiały ich zatargi przybrać charakter najszkodliwszy dobru powszechnemu, skoro każda z stron spornych była gotowa poświęcić raczej to dobro, niż swe własne cele. Z tego wynikło w dodatku, że dawniej używane zrywanie sejmów stało się systemem, ponieważ każda ze stron spornych uciekała się zaraz do tego środka, jeżeli spostrzegła, że w sejmie jej przeciwnicy są górą. Dokonywano téj zbrodni przeciw ojczyźnie w takich wypadkach, gdzie od utrzymania sejmu zależało ubezpieczenie jej przyszłości. Zrywano tym sposobem z najnieczystszych pobudek sejm po sejmie, a dzieje każdego z nich, szczególniej zaś wyświecenie tych pobudek, przejęłyby dziś serca nasze najgłębszą boleścią i oburzeniem na tych nędzników, którzy za wzięte od obcych, a czasem, jak wr. 1742, od żydów pieniądze pozbawiali kraj możności obmyślenia środków własnej obrony!

Wśród tego odmętu musiał każdy, kto trzeźwo poglądał na bieg spraw publicznych, przewidywać zgóry, że kraj musi upaść, jeżeli wcześnie się nie zaradzi tak strasznemu bezrządowi. Lecz jak zaradzić złemu, które się nadto już zakrzewiło, byłowłaśnie zagadnieniem niełatwo dającem się rozwiązać. Jedni obrawszy drogę bezpieczną lub o bardzo długą, przystąpili do poprawy wychowania młodzieży, które w najopłakańszym było stanie. Na tem polu odznaczył się za Augusta III, szczególniéj ks. Stanisław Konarski pijar. Inni zaś chcieli raźniej iść do celu a dlatego skupiali siły i stronników, aby gwałtownym nawet sposobem uchylić ów bezrząd a natomiast ustalić ład i porządek w kraju. Jego nie można nawet było łagodnymi dokonać środkami, zważywszy, że wszelkie przekonywanie o potrzebie gruntownéj naprawy urządzeń ojczystych byłoby tam daremném, gdzie prywata i demoralizacya do takich już doszły rozmiarów. Wszakże i przedtém odzywały się napróżno głosy ostrzegające, że bezrząd i bezradność muszą zgubić Polskę, a jednak nikt nie zważał na nie, strony zaś walczące z sobą o przewagę wpływu nie troszczyły się o to bynajmniej, co się stanie jutro z ojczyzną. Twórcami bezrządu byli możni panowie, rozrządzający rzeszą drobnej szlachty, która wabiona „czapką i papką“ szła we wszystkiem ślepo za nimi, i to robiła, co wyszło z rozkazu pańskiego. Otóż chcąc uchylić bezrząd, trzeba było złamać potęgę możnych, co niełatwem było zadaniem w ówczesnej Polsce.

Ci którzy zamierzali drogą reformy politycznej ocalić ojczyznę, dzielą się na dwa obozy. Jedni pragnęli utrzymać dawne urządzenia Rzeczypospolitej, które zwali doskonałemi, a pod reformą rozumieli naprawę jedynie tego wszystkiego, co się w nich w ciągu wieków wypaczyło lub popsuło, lub należycie nie było wykonywaném. Twierdzili zaś, że byle wszystko należycie ująć w karby ustaw i dopilnować ścisłego wykonywania tychże, pójdą wszelkie sprawy wybornie, a Rzeczpospolita z odżyciem dawnych cnót obywatelskich odzyska znów pierwotną swą sławę i potęgę. Drudzy byli przeciwnie zdania, że cały ustrój społeczno-polityczny Rzeczypospolitej jest wadliwy, że chcąc zatém ojczyznę od nieochybnego ocalić upadku, trzeba wszystko w niéj przebudować, skoro dawne formy zużyte nie odpowiadają potrzebom i stosunkom świeżo powstałym. Na czele pierwszych byli Jan Klemens Branicki hetman w. kor. i kasztelan krakowski, Wacław Rzewuski hetman pol. kor. i wojewoda krakowski, jenerał Mokronowski i inni. Drugim przewodzili dwaj Czartoryscy tj. Michał w. kanclerz litewski i August wojewoda ruski. Zamiarem ich było przekształcić Polskę w rządną monarchię dziedziczną, mającą liczne wojsko, uporządkowany należycie skarb, dobrą administracyę i surowy wymiar sprawiedliwości dla wszystkich bez różnicy. Miastom chcieli przyznać współudział w sprawach publicznych, a włościanom upewnić opiekę ustaw, broniących każdego z nich przeciw samowoli i nadużyciom dziedziców. Przybrawszy do pomocy Stanisława Poniatowskiego, regimentarza wojsk koronnych, później wojewodę mazowieckiego, a od r. 1752 kasztelana krakowskiego, za którego wydali swą siostrę Konstancyę, Jędrzeja Zamojskiego, i kilku innych światlejszych obywateli, starali się przedewszystkiem owładnąć dwór Augusta III, aby wpływem przez to uzyskanym i udzielaniem protekcyi skupić około siebie jak najliczniejszych stronników. Z początku trzęśli istotnie całym dworem, a mając po swej stronie Briihla, którego przedzierzgnęli na potomka dawnej rodziny szlacheckiej wyrokiem trybunalskim, rozrządzali tak zwaną łaską rozdawniczą króla, to jest uzyskiwali dla siebie, swych przyjaciół i partyzantów dostojeństwa, urzędy i królewszczyzny. To dało im możność zebrania nietylko znacznych dostatków, ale oraz i licznego stronnictwa, które zorganizowane doskonale, spełniało z ślepém prawie posłuszeństwem wszelkie ich polecenia i rozkazy. Ułożywszy w szczupłém gronie osób plan powyższy, nie występowali z nim na razie, aby nie spłoszyć przeciwników i nie zrazić zawcześnie ogółu szlachty, rozmiłowanej w swych urządzeniach republikańskich. Gdyby zresztą byli sobie poczynali mniej bezwzględnie, a szczególniej nie drażnili miłości własnej swych przeciwników, byłoby się może udało przywieść do skutku zamierzone przekształcenie Rzeczypospolitej.

Czartoryskim, czyli tak zwanej familii, nie można wielkich odmówić zdolności, a czyny ich dowodzą w sposób niezbity, że byli prawdziwymi mężami stanu. Lecz mimo to było ich zadanie nader trudném. Opłakany stan kraju, zniszczone miasta, lud wiejski w najcięższém poddaństwie, tłumy szlachty wysługujące się niewolniczo możnym, nieład w skarbie, wojsku nieliczném i całej administracyi, niedołęztwo w prowadzeniu spraw zewnętrznych, bezsilność zupełna, przedajność sądów i rozpasanie się możnych na wszystko, wymagały stanowczego zaradzenia, jeżeli kraj nie miał runąć w przepaść. Czartoryscy i najbliżsi ich przyjaciele pojmowali dokładnie to położenie ojczyzny, lecz natrafiając na opóru dworu i po województwach, przekonali się wkrótce, że gdy opór ten przyjdzie łamać przemocą, nie wystarczą własne do tego ich siły; i że trzeba szukać pomocy za granicą. Pierwsze o to kroki poczynili 1752 r. u posła angielskiego Williamsa, który z rozkazu swego dworu miał czynić zabiegi, aby potężną przeciw Francyi związanej z królem pruskim Fryderykiem II utworzyć koalicyę, do której już przystąpił August III, jako elektor saski, a do której Williams chciał wciągnąć i Polskę. Widząc niedołęztwo stronnictwa dworskiego, na którego czele stał wtedy Branicki hetman koronny, wolał wejść w rokowania z dobrze zorganizowaną stroną Czartoryskich, którzy w zamian za poparcie swych planów w sprawie przetworzenia wszystkich urządzeń Rzeczypospolitej, byli gotowi pracować nad przystąpieniem jej do koalicyi wspomnionéj. Rzecztę miano wnieść na sejm zwołany w pierwszych dniach Października 1752, którego większość składała się z stronników Czartoryskich. Lecz poseł francuzki de Broglie spowodował zerwanie sejmu, a gdy Czartoryscy z wielką zręcznością zaczęli wytwarzać konfederacyę, pomięszał i tu ich szyki, ponieważ skłonił jenerała Mokronowskiego do rozbicia téjże w zarodzie. Przy tej sposobności związali się ich przeciwnicy z Brukiem, przez co wzięli górę na dworze.

Z pomiędzy sąsiadów Polski byli wówczas dwaj to jest Austrya i Prusy śmiertelnie z sobą znieprzyjaźnieni. Powodem tej nieprzyjaźni był zabór Szlązka, dokonany w szczęśliwéj wojnie przez Fryderyka II króla pruskiego, który go wydarł Austryi. Panująca wówczas w Austryi Marya Teresa przemyśliwała nieustannie nad sposobami odzyskania Szlązka i pognębienia łupieżcy, jak nazywała króla pruskiego. Równą niechęcią pałała przeciw Francyi z nim sprzymierzonej, a była w sojuszu z Anglią, żywiącą od dawna nieprzyjaźń przeciw Francyi. Czartoryscy mniemali zatem, że za pośrednictwem Anglii zyskają poparcie Maryi Teresy w swych zamiarach. I rzeczywiście powinien był dobrze zrozumiany interes skłonić dwór wiedeński do pomagania ich stronnictwu, które dążyło do wzmocnienia Polski. Lecz Marya Teresa, marząca głównie o odzyskaniu Szlązka, nie pojmowała ważności tej sprawy. Jej przeciwnik Fryderyk II był z zasady przeciwny spotężnieniu Polski, ponieważ czyhał tylko na sposobność, aby zaborem Prus polskich zwiększyć i zaokrąglić własne państwo. Tym sposobem nie mogli Czartoryscy liczyć na pomoc żadnego z obu tych sąsiadów. I tu trzeciego sąsiada, którym była Turcya, pogrążona w barbarzyństwie i wtedy sama bezsilna, trudno było znaleźć skuteczne poparcie. Zostawała przeto sama jeszcze carowa moskiewska, którą ich przyjaciel Williams miał właśnie z rozkazu dworu swego namówić do owej koalicyi przeciw królowi pruskiemu i Francyi, i dlatego wybierał się do Petersburga w towarzystwie ich siostrzeńca, kasztelanica krakowskiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wiedzieli wprawdzie, że i Moskwie nie mogło być pożądaném wzmocnienie Polski, nad którą pragnęła jak dotąd przewodzić, a niemniej, że carowa, żyjąca w zażyłości z Augustem III, nie zechce łączyć się z przeciwnem mu stronnictwem. Lecz mając oddawna ciągłe z Petersburgiem stosunki, liczyli na to, że na przedajnym dworze moskiewskim znajdą, za pośrednictwem szczególniej Williamsa, potrzebne do swych planów narzędzia. Na razie mogło się zdawać, że im wszystko pójdzie po myśli, dokąd Williams był górą. Niebawem jednakże zmieniło się wszystko. Austrya zawarła przymierze z Francyą, czém oburzony dwór angielski wszedł w sojusz z królem pruskim i polecił Williamsowi, aby i Moskwę do tegoż skłaniał. Wpływ atoli austryackofrancuzki przemógł, a carowa Elżbieta związała się (1756 r.) najściślejszém przymierzem z Austryą, Francyą i Augustem III, jako elektorem saskim, przeciw królowi pruskiemu, a tem samem i przeciw Anglii. Za to sprzyjał wyznaczony przez nią następca tronu Piotr wraz z żoną swą Fryderykowi II. Z tym tak zwanym dworem młodym związali się teraz Czartoryscy w nadziei, że gdy Piotr, a bardziej żona jego Katarzyna, z którą ich siostrzeniec Stan. August Poniatowski za pośrednictwem Williamsa zawiązał stosunek miłosny, przyjdzie do władzy, nie odmówi im pewnie swojej pomocy. Nie łudzili się zaś przypuszczeniem, że Moskwa z wszelką świadomością celu będzie popierać ich zamiary przekształcenia bezładnej Rzeczypospolitej w rządną i potężną monarchię. Wiedzieli nawet zgóry, że temu będzie stanowczo przeciwną. Lecz liczyli na przedajność moskiewskich dostojników, a niemniej i na to, że udawaną uległością zyskają pomoc, a skoro swego dopną, wówczas będą rozrządzać dostateczną siłą zbrojną, by odeprzeć wszelkie dalsze uroszczenia moskiewskie. Tak więc zamyślali użyć zręcznie Moskwy jako narzędzia do swych planów, a nie przypuszczali odwrotnie, że mogą stać się w jej ręku narzędziem do przyśpieszenia zguby własnej ojczyzny, którą chcieli z pomocą moskiewską ochronić swemi reformami od upadku.

Fryderyk II, zagrożony opisaną powyżej koalicyą, porwał się pierwszy (z końcem 1756 r.) do oręża i dał hasło do wojny, nazwanej siedmioletnią. W ciągu tej wojny, niszczącej środkową Europę, używała Polska, jako neutralna, pozornego pokoju. Mimo to ponosiła ogromne ubytki w ludziach i zasobach, ponieważ nie miała dość siły do obwarowania swej neutralności. Niedość, że wojska moskiewskie przechodziły przez jej dzierżawy i zajmowały w tychże swe leże zimowe; niedość, że wybierały w niej kontrybucye i ludzi potrzebnych na zapełnienie ubytków w swych szeregach: wpadał w dodatku i król pruski w jej granice, uprowadzał ludzi i zapasy żywności, a na dobitek napuszczał do kraju niezmierną mnogość fałszywej monety, czem go niszczył okropnie i zmuszał niejako do opłacania kosztów wojennych. Były to klęski przemijające, które mogły się nawet były sowicie wypłacić, gdyby korzystając z ogólnego zamieszania w Europie, przystąpiono do naprawy wszystkich urządzeń Rzeczypospolitej. Przy dobréj woli dworu i stronnictw można było wśród szczęku oręża najzbawienniejszych dokonać reform, ponieważ sąsiedzi, zajęci wojną, nie zdołali temu przeszkodzić. Lecz na nieszczęście rozgorzał wtedy najbardziej spór między Czartoryskimi a dworem, a tem samem niepodobna było marzyć o zgodném ich współdziałaniu. Dwór I jego partyzanci nie myśleli na prawdę o reformie, a Czartoryscy byli wówczas za bezsilni, by śmieli przystąpić do dzieła. Tym sposobem przeminęła bezpowrotnie najstosowniejsza do działania chwila. 

Śmierć carowej Elżbiety (w styczniu 1762 r.) ocaliła z jednej strony Fryderyka II, który opuszczony przez Anglię byłby musiał uledz swym nieprzyjaciołom, az drugiej sprowadziła zupełną zmianę stosunków w Polsce. Po zmarłej ciotce objął rządy Piotr III. i zawarł zaraz przymierze z królem pruskim, w którém zawarowano między innemi, że oba mocarstwa nie pozwolą na przekształcenie Polski w monarchię dziedziczną. Niebawem strąciła go z tronu Katarzyna, i kazała mu życiem przepłacić (8 lipca 1762) krótkie panowanie, sama zaś zagarnęła, w zastępstwie małoletniego syna Pawła, władzę nieograniczoną. Zmiana ta dokonana w Petersburgu ożywiła nadzieje Czartoryskich, którzy nie wątpili teraz, że nowa carowa zrobi wszystko dla ich siostrzeńca, a tem samem udzieli im tak pożądanej pomocy. Opozycya, jak dotąd dość oględna, przybrała od razu odmienny charakter, czego najlepszym dowodem wystąpienie ich stronnictwa na sejmie (w październiku 1762 r.), gdzie przyszło do dobycia orężów z powodu wniosku Stan. Augusta Poniatowskiego, aby najstarszego syna ministra saskiego Henryka Brühla, starostę i posła warszawskiego, któremu odmawiał szlachectwa polskiego, wyrzucić z izby poselskiej. Z powodu tej burdy, wywołanej rozmyślnie przez Czartoryskich, przyszło do zerwania sejmu. Spłoszone ich wystąpieniem stronnictwa Potockich, Branickiego i dworskie połączyły się z sobą w potężny zastęp, rozrządzający co najmniej 9/10 szlachty koronnej i litewskiej. Ponieważ sami niejako rzucili rękawicę, musieli podjąć walkę, z której o własnych siłach nie mogli wyjść zwycięzko, chociaż ich stronnictwo było doskonale zorganizowane, i tem przynajmniej górowało nad przeciwnikami. Obawa o siebie i swe plany zniewoliła ich do tem usilniejszego starania się o pomoc carowéj.

Wkrótce też po zerwanym sejmie zaczęli (w grudniu 1762 r.), za pośrednictwem posła moskiewskiego Kajserlinga, przekonywać carową o potrzebie zawiązania konfederacyi, do czego żądali od niej pieniędzy, broni i wojska. Katarzyna przyjmowała łaskawie ich oświadczenia, dała część żądanych pieniędzy, przysłała trochę broni i kilka pułków, czem zniewoliła trybunał litewski, złożony z ich przeciwników, do umiarkowania. Gdyby Czartoryscy byli się już teraz zastanowili nad sposobem i warunkami udzielonej pomocy, byliby się pewnie przekonali, że carowa nie da się użyć za narzędzie, ale przeciwnie sama dążyła do tego, aby z nich utworzyć sobie dogodne swych planów w Polsce narzędzie. Im szło o zmianę zupełną urządzeń ojczystych, co chcieli zagaić detronizacyą niedołężnego Augusta III. Katarzyna pozwoliła im rozwijać swe zamiary i przygotowywać środki, a gdy rzecz zdała się już dojrzałą, cofnęła się nagle, oświadczając, że nie może popierać detronizacyi Augusta III. Oświadczenie to osłodziła przyrzeczeniem, że po śmierci króla użyczy im skuteczniejszej pomocy. Zawiedzeni w swych oczekiwaniach Czartoryscy wyparli się myśli detronizacyi króla, a radzi nie radzi musieli się zastosować do woli swej opiekunki. Nie ulega wprawdzie wątpliwości, że na to postanowienie Katarzyny wpłynął król pruski, lecz i to niemniej pewna, że sama carowa, przeniknąwszy ich myśl prawdziwą, postanowiła ich łudzić i powoli omotać zewsząd, aby ich następnie wodzić na pasku. 

Pierwszy ten zawód powinien był ostrzedz Czartoryskich, że należy się wcześnie wycofać z sideł i w samym kraju szukać punktu oparcia w sprawie reform potrzebnych ojczyźnie. Lecz roznamiętnienie stronnicze zaślepia zwykle i najzdolniejszych nawet ludzi do tego stopnia, że nie spostrzegają sieci zręcznie zastawianych i sami włażą w matnię. Tak i Czartoryscy. Zapędziwszy się nadto w ów plan konfederacyi pod opieką moskiewską, obawiali się słusznie, że w razie wycofania się ich ze wszystkiego, carowa zda ich na łaskę przeciwników. Trzymali się jej przeto dalej, aby z jej pomocą złożyć przynajmniej trybunał koronny po swej myśli. Byłoby może z powodu trybunału tego przyszło (w paźdz. 1763) do wojny domowej, gdyby król był nie umarł w sam czas niejako t. j. 4 października. Wiadomość o jego śmierci wstrzymała wszelkie zapasy o trybunał, a za to zagaiła bezkrólewie, które miało rozstrzygnąć o losie narodu i dlatego było ważniejszem niż wszystkie poprzednie. 

W chwili tak krytycznej nie było nikogo prawie w Polsce, ktoby pojmował tę prawdę, że naród każdy sam pracuje nad swą zgubą, jeżeli do przekształcenia swych urządzeń szuka za granicą pomocy, ponieważ tem poddaje się dobrowolnie pod jarzmo zawisłości od obcych. A ten tylko naród ochroni się od podobnego losu, który nie pozwoli obcym, aby się mięszali w jego sprawy domowe. U nas było inaczej. Każde stronnictwo szukało punktu oparcia za granicą. Hetmańskie , zwane także republikańskiém czyniło zabiegi we Francyi i Wiedniu a nawet w Stambule, w części zaś i w Berlinie, gdy Czartoryscy jednali sobie pomoc carowej. Francya, Austrya i Turcya uchyliły się od wszystkiego, z czego wynikło, że carowa mając poparcie króla pruskiego, zapanowała nad Polską. Dostarczała też Czartoryskim pieniędzy i wojska, lecz poseł jej czuwał bardzo nad tern, aby wszystko działo się po jej myśli. Mimo tej pomocy, byłaby może strona przeciwna, która zamierzała wynieść na tron elektora saskiego, a po jego śmierci jednego z braci jego lub hetmana koronnego Branickiego, odniosła zwycięztwo, gdyby umiała się była lepiej zorganizować i raźnie we wszystkiem poczynać. Na to przecież nie zdobyła się bynajmniej, a nie spojona należycie była mimo swej liczby bezsilną. Najbogatsi panowie nie chcieli w tak ważnej dla ojczyzny chwili ruszyć szkatuł, lecz domagali się od Francyi i Austryi pieniędzy. Radząc ciągle i wiele nie umiała strona hetmańska korzystać z czasu, a tak miasto przyśpieszyć zebranie się sejmu konwokacyjnego, naznaczyła je aż na 7 maja 1764, przez co nastręczyła przeciwnikom możność pokończenia potrzebnych przygotowań. Pieniądze i bagnety moskiewskie, a przytem lepsze zorganizowanie stronnictwa i nieudolność strony hetmańskiej, ułatwiły Czartoryskim zwycięztwo. Chociaż ich pobito na wielu sejmikach, przeparli przecież tylu swoich posłów, że mogli sejm utrzymać i żartować sobie z protestacyj przeciwników, którzy zamierzyli sejm zerwać z powodu obecności wojsk moskiewskich. Skończyło się na bardzo uroczystej protestacyi, o którą się Czartoryscy nie troszczyli wcale, ponieważ wyparłszy przeciwników z Warszawy, zawiązali konfederacyę sejmową, której marszałkostwo objął August Czartoryski, gdy syn jego Adam marszałkował sejmowi. Sejm pod takiem kierownictwem, złożony z samych popleczników familii, pouchwalał surowe środki przeciw nieobecnym, i rozmaite ważne zmiany w urządzeniach Rzeczypospolitej, o ile na to zezwoliło poselstwo moskiewskie, złożone z starego i chorego Kajserlinga i przysłanego mu do pomocy kniazia Mikołaja Repnina. Na sejmie tym ścieśniono władzę hetmanów i podskarbich, utworzono natomiast komisyę wojskową i skarbową, uporządkowano podatki, zaprowadzono niektóre ulepszenia miast dotyczące, przepisano lepszy sposób sejmowania i postanowiono, że sprawy czysto ekonomiczne mają być rozstrzygane większością głosów. Słowem wdrożono ważne reformy, a chciano nawet zupełnie uchylić liberum veto, lecz temu oparło się stanowczo poselstwo moskiewskie, jak niemniej powiększeniu siły zbrojnej, a to głównie z nastrojenia króla pruskiego. Przy zamknięciu sejmu stanęła jeneralna konfederacya koronna, która się połączyła z dawniéj już zawiązaną konfederacyą litewską, a sądy obu prześladowały bardzo surowo przeciwników, jeżeli nie chcieli recesowaó od protestacyj, lub ociągali się z swem przystąpieniem do konfederacyi. Strona Czartoryskich zamierzała pierwotnie wynieść na tron albo ks. Augusta albo syna jego Adama. Następnie zgodziła się na Stan. Augusta Poniatowskiego, gdy carowa wraz z królem pruskim oświadczyli się stanowczo za jego kandydaturą. Twierdzono błędnie, że carowa chciała nagrodzić koroną miłość dawnego kochanka swego. Lecz takie kobiety jak Katarzyna II., niezdolne do miłości w znaczeniu romantycznem. Osiadłszy na tronie splamionym zbrodnią mężobójstwa, nie powodowała się uczuciami romantycznemi, ale polityką opartą na zimnej rachubie. Jeżeli zatem za radą króla pruskiego postawiła popierała kandydaturę Poniatowskiego, nie była dla niej powodem wdzięczność dla byłego kochanka, lecz przeświadczenie, że tenże, nie mając punktu oparcia ani w szacunku lub przywiązaniu narodu, ani w nabytej sławie i zasługach dla kraju, ani zresztą w własnych zasobach, będzie musiał z konieczności ulegać swej opiekunce i spełniać we wszystkiem niewolniczo jej wolę, skoro wiedział, że jedno jej wystarczy skinienie, aby go zrzucić z tronu, na którym go osadzono pod osłoną jedynie jej bagnetów. Poznała zresztą dokładnie charakter jego i miała w tém właśnie rękojmię, że doskonalszego do swych planów narzędzia nie potrafiłaby znaleźć. Dlatego więc przeznaczyła mu koronę, a zaraz po sejmie konwokacyjnym, poleciła go wraz z królem pruskim jako najgodniejszego tejże. Silniejszem od słów poleceniem były jej pieniądze i wojsko, a sam niby wolny wybór pod Wolą 7 września i następna koronacya w dniu 25 listopada 1764 r., były czczą jedynie komedyą, skoro tak owa garstka szlachty, licząca wszystkiego 5584 głów, jak ogół narodu miał to przekonanie, że wybór nie jest wolny, ale odbył się po ukazie.
keyboard_arrow_up