고급검색 고급검색

Przygody wykopywanych monet


Dziwną to się rzeczą wydać może, jiż ta ziemia, tyle wieków i tak długo zazdrośnie przed nami tyle skarbów kryła! Znając jednak los i dotąd wydarzane przygody wydobywanym z niej skarbom, dziw ten przestaje być dziwem. Ziemia nie była zazdrosna, ale ludzie chciwi, jeden na drugiego czyhający, a skarb ocalały w ziemi, na jej wierzchu stawał się mocniejszego grabieżą z przed oblicza słońca co rychlej uprzątnioną. Wykopuje pospolicie, w znoju swej pracy wieśniak, poznaje srebro, a ogląda się aby mu kto nie wydarł, skrycie zbywał zwykle żydkom, a ci, z obawy aby się kto nieupomniał, ocalony w ziemi przez tak długie wieki pieniążek zaledwie dzień jasny widzący skwapliwie w tygielek rzucali. Jeśli z tego co na jaw wychodziło, to były rozbitki, małymi garstkami lub pojedynczo: a tę trochę ochraniała chętka lepszego zysku. Żaden dotąd wynalazek niedostał się w całości naukowej rozwadze.

W pamiętnym 1829 roku; śpieszył do Warszawy z pod Pułtuska wieśniak z workiem przeszło 500 sztuk obejmującym śrebrnych monet prześlicznych, po większej części naszych Zygmuntów i Albertów pruskich. Niósł go dla Wielkiego księcia Konstantego który pojrzawszy, odpowiedział że mu się na nic nie przyda. Stroskany wieśniak trafił do mnie: nie miałem summy stosownej do niezwłocznego opłacenia, prosiłem go, aby się godzinkę zatrzymał, a znajdę mu nabywcę. Nieufał. Poszedł na franciszkańską, ulicę i zbył, a do domu skwapliwie wracał. Uwiadomiony Tymoteusz L. w godzinę nadaremnie franciszkańską przebiegał ulicę. Nabywca nieufał, nieobjawił się. Prześliczny worek przepadł.

Z dwu kwart trzebuńskiego wykopania, wyzwolone z rąk żydowskich, rozproszyły się. Wykopania 1829 wawelskie, koprzywnickie niewiele przedmiotów dostarczające, tudzież głogowskie 1839 cokolwiek dostatniejsze, rozbiegły się dość szczęśliwie. Dobiesławickie 1834 jedno z najważniejszych wynalazków ocalało w zupełności, a szczęściem, że się onego cząstka rozbiegła nim całość dostała się dziedziczce Sapieżynie. Z krzywdą dla nauki mówi Stronczyński, cały skarb w szkatułce swój zamknęła. Czy tam bezpieczniójszy niż kiedy był w ziemi zagrzebany? kto przewidzić może.

Są lubownicy numismatiki, co dotąd jak sępy z krzywdą nauki i własną szkodą zbiory swe niedostępnemi czynią. Było jich dużo jeszcze przed laty dwódziestu: dziś ledwie który zakrywa oblicze swe przed jinnymi. Zazdrość a plugawe i nierozgarnione łakomstwo wyłączało wielu z towarzyskiego życia. Taki dopytywał się co chcesz widzić, aby popisując się ze swymi cackami, tego właśnie niepokazać; jinny cisnął w garści sztuk kilka tę i owę ukazał, a niemógł się przełamać, aby trzecią i czwartą z niej wyciągnął; ów nieodwiedzał kochanej córki, aby niedeptać bruku przed domem lubownika jinnego. Po dwudziestu leciech zmieniły się odludki. We Francji, Belgji, Hollandji, w Niemczech, w Anglji potworzyły się towarzystwa, wzajemne zgłaszania się wspólnym wypracowane trudem dzienniki; poznano pożytek wzajemnego udzielania się; otworzyły się drzwiczki szafek, chętnie się wysuwają szufladki, każdy się cieszy i przechwala z tego co posiada, każdy poznał że przez to zbiorek jego snadniej wzrasta, użytecznym się staje i wartości nabywa.

Cale szczególny los miało wykopanie 1842 w Obrzycku. Pociągnęło urzędowe śledztwo, w skutek którego w siódmym miesiącu, poszło całe na skarb i złożone w muzeum berlińskim. Tak pogodzeni zostali o prawo posiadania spierający się. Później mówi Julius Friedlaender, pewien radzca pozyskawszy cztery sztuki uniesione od tych co wykopali takowe muzeum darował.

Z tym wszystkim w niezupełnym komplecie wynalazek obrzycki do muzeum w szedł: gdyż w ustroniu mojim, dostało mi się z niego sztuk trzy, dwie sammanidów, a jedna dziwnie mysticzna Ottona; kilka jinnych miałem też w ręku.

Dziwniejsze zdarzenia spotkały wykopanie skarbu pod zamczyskiem Pełczysk 1844. Jak zwykle ludzie pracowici z ziemi dobyli, nie bez przyczyny co tchu zaczęli się dzielić, bo tyle jim zostało co unieśli. Pan ekonom Brachvogel dopadł i ledwie niewszystko jak swoje, zabrał. W tydzień dopiero, na proźby krakowskich miłośników numismatiki, dziedziczka Pełczysk Dembińska, upomniała się o zabór u pana ekonoma. Dwie trzecie już było zbytych, rozproszonych, lub stopionych, jedna trzecia tylko brachvogelowskiego zaboru, w liczbie 5776 blaszek, dostała się Strzeleckiemu do Krakowa. A pan ekonom nie oddał wszystkiego: kilka tysięcy nabył od niego potym Piątkowski z Miechowa; a od złotnjka w Kielcach blisko 300 Freyer z Radomia. Theofil Zebrawski w Krakowie od żydków wydostał sztuk 370. Pojedynczo rozbiegły się blaszki i dalej, tak jiż Kazimirz Stronczyński w Warszawie, mógł do tysiąca sztuk examinowac. Wnosić tedy można że skarb ten do 20,000 blaszek zawierał: wszakże w rozbitkach, lepsze koleje dla nauki przeszedł perczyski wynalazek, a niżeli Dobiesławski w szkatułce sapieżyńskiej zamknięty.

Od dwódziestu lat patrzę na liczne odkrycia starych zabytków monet we Francji, Belgji, Anglji z ziemi, z murów wydobytych: a niesłyszałem ani raz aby wynalazcy wydzierano, aby urząd miał się wdawać w spory. Są przepisy, a zwykle, wynalazcy zostaje wynalazek cały. W murach miejskich w Bruxelli, wielotysięczny skarb znaleźli robotnicy. Niepoczytano to za rzecz publiczną, a miasto mające prawo do połowy zostawiło robotnikom wszystko z warunkiem że wartość zamienionego na pieniądz skarbu, obróconą została na kapitał, z którego familje robotników co znaleźli, procent pobierają. Później zdarzyło się że dwóch wieśniaków pod Bruxellą, może na swej ziemi, znaleźli kilka tysięcy sztuk grubszej czternastego wieku monety i kilkadziesiąt sztuk złotej. Wezwali znawcy, który jich objaśnił. Następnie sami, powolną operacją pozbyli się, nic nieuroniwszy, z satisfakcją amatorów i ukontentowaniem dzieci, a skarb znaleziony najmniej zdublowali. — Złotnicy zmieniacze nie dla topienia nabywają ale dla ochronienia gdy rzecz warta. — W Danji, rzecz znaleziona jest niczyja, zostaje przy tym co znajduje posiada ją jako primus occupans, a jeśli przyniesie do skarbu krajowego otrzymuje wymian wartości z naddatkiem kiedy rzecz warta.

Nadmieniam te przygody wynalazków dla wskazania w jakie niepewności są, stawiani badacze z tą, mnogością nieoznaczonego czasu jaka się jich rozwadze w odmęcie wysypuje. Sami też czasem te niepewności uchylać omieszkiwają gdy lekce ważą, podrzędne głównego wynalazku widoki, a zaniedbują, rozmajite obce monecie w wynalazku przyborki, goniąc za samymi jedynie narodowymi blaszkami. Tak w tymże czasie co w Pełczyskach, wykopują pańszczyźniani na ziemi Woli skramowskiej, na przeciw Kocka nad Wieprzem sztuczki srebrne, które między sobą rozrywają, a z obawy odpowiedzialności tają. Wszakże właściciel Wykowski, nabywa starannie rozbiegłe szczątki, a rozkopując miejsce wskazane jeszcze znalazł, które albo stopił albo przyjaciołom rozdał. Z tych co się różną koleją rozbiegły, Stronczyński mógł widzić sztuk przeszło 500 a w nich jeden obcy Bela węgierski mógł być niejaką czasu skazówką: a jaki to Beła? dux, wartowało objaśnić niezwłocznie.

keyboard_arrow_up