고급검색 고급검색

Lwów gotycki. Pierwsi Architekci Niemieccy. Doring. Gonzagi Grom. Budowa katedry. Blecher. Zabytki świeckiej architektury.


Fig. 1, Odrzwia w sieni domu pod l. 28 w rynku
Fig. 1, Odrzwia w sieni domu pod l. 28 w rynku

Na palcach policzyćby można wszystkie znakomitsze zabytki architektoniczne, które dochowały się z dalszej przeszłości Lwowa do naszych czasów, a i te uległszy w rozmaitych porach zmianom i oszpeceniom, straciły wiele i to najwybitniejszych może cech swojej pierwotnej postaci. Tłumaczy się to nie brakiem monumentalnego zmysłu lub dostatkówu mieszczaństwa lwowskiego, które jak to wiemy zkąd inąd, miało wiele zamiłowania do świetności a nawet do zbytku, a było, zwłaszcza w szczęśliwszej dobie, dość bogate i dość ucywilizowane, aby godność i siłę swego stanu, dostojność swojego grodu, stwierdzić okazałością gmachów prywatnych i publicznych. Lwów był twierdzą, wystawioną na ciągłe napady i oblężenia — jakby furtą warowną, o którą biły ciągle najazdy, torując sobie drogę w głąb Rzeczypospolitej, i nic tak dobrze nie określa jego wyjątkowej roli w Polsce, jak znane powiedzenie, że leżał w „paszczęce tatarskiej“.

Nie same jednak napady i oblężenia, chociaż tak liczne i ciężkie, sprawiły, że tak mało przechowało się zabytków" architektonicznych we Lwowie; sroższem może jeszcze od Tatarów, Kozaków I Szwedów wrogiem i niszczycielem był ogień. Od r. 1494 do r. 1734 palił się Lwów czternaście razy, a więc co lat siedmnaście, a liczymy tylko wielkie pożary, którym albo całe miasto albo najznaczniejsza część jego padła ofiarą. Między temi pożarami były dwa, które doszczętnie zniszczyłym iasto: w roku 1527 spłonął Lwów cały, i to w dosłownem znaczeniu; w r. 1623 według świadectwa Zimorowicza spłonęło 1200 domów. A był to już Lwów murowany; nie mówimy tu o Lwowie drewnianym, który zgorzał w r. 1381.

Dzieje murowanego Lwowa a więc i dzieje jego architektury rozpoczynają się od roku 1370. W tym roku według tradycyi położyć miał Kazimierz Wielki kamień węgielny pod przyszłą budowę katedry, około tegoż roku powstały kościół ormiański i cerkiew św. Jerzego, w dziesięć lat później miasto przeprowadza najgłówniejsze roboty fortyfikacyjne, wznosząc mury i baszty warowne; w roku 1397 powstają mury klasztoru kościoła OO. Dominikanów; w tym samym czasie wznosi się kościół św. Stanisława i ratusz miejski, początkowo bez wieży, która już w r. 1489 podczas pobytu króla Jana Olbrachta rozpoczęta, w następnym r. 1490 jest na ukończeniu i otrzymuje zegar. Wszystkie te budowy, które inaugurują a zarazem wypełniają epokę gotycyzmu w architekturze lwowskiej, wyprzedziła jednak najstarożytniejsza świątynia stolicy ruskiej: kościół Panny Maryi Śnieżnej, jedyny zabytek epoki romańskiej, którego dziejów budowy atoli wcale nie znamy, a który w ciągu wieków tyle razy ulegał przebudowaniu, że daremnie by w nim dziś szukać śladów pierwotnego założenia i stylu. Z tej epoki gotyckiej pozostała nam dziś tylko jedyna katedra, niestety w roku 1765 przez arcybiskupa Sierakowskiego z barbarzyńską gruntownością przebudowana, tak że tylko w małej części dochowała ślady swego pierwotnego stylu, i utrzymało się kilka drobnych szczątków świeckiej architektury, a mianowicie odrzwi kamiennych, które ocalały w strasznej klęsce pożarowej z r. 1527.

Nie o wiele więcej niż w zabytkach, zachowało się z tej pory iw źródłach pisanych. Po gotyckim kościele OO. Dominikanów żyje tylko tradycya, że był bogaty i wspaniały, a mimo że spalił się dopiero w r. 1748, nie pozostał nam po nim nawet rysunek, i tylko z znanego widoku miasta Lwowa w dziele Bruina domyślać się możemy, że fasadą i szczytami przypominał kościół Dominikański w Krakowie; o kościele św. Stanisława, który zniknął bez śladu przy końcu zeszłego wieku, twierdzą źródła lokalnej historyi, że był arcydziełem sztuki budowniczej, pełnem harmonji i symetryi, przedmiotem podziwu najznakomitszych mistrzów. O architektach obu tych kościołów jak w ogóle o całej historyi ich budowy milczą źródła archiwalne. Cały plon, jaki nam się powiodło zebrać w dość cierpliwych poszukiwaniach, składa się z kilku nazwisk i kilku zapisków, ale tak skąpych, że na żadnego z przytoczonych budowniczych nie rzucają tyle światła, aby się nam mógł przedstawić w nieco indywidualniejszych rysach swego talentu i wykształcenia.

Najstarszym z nich jest twórca kościoła ormiańskiego i cerkwi św. Jura, który obie te świątynie zbudować miał wedle jednego i tego samego planu — quod schema uniforme fabricae utriusque facit manifestum, jak się wyraża Zimorowicz, któremu w tym wypadku wierzyć można, znał bowiem jeszcze oba kościoły i patrzył na nie lat kilkadziesiąt. Niewiadomo, czy z pomyłki samego Zimorowicza, czy jego kopistów, architekt ten nazywa się w jego kronice Dore i pod tem nazwiskiem pląta się dotąd po wszystkich książkach i artykułach o Lwowie. Nie ulega jednak wątpliwości, że ów mityczny Dore był Niemcem i nazywał się Doring. Jako Doringus murator przytoczony jest kilka razy w najstarszej księdze miejskiej, obejmującej lata 1382-1389. Umarł około r. 1384, w tym czasie bowiem jest już mowa o jego spadku. 

Po Doringu spotykamy w r. 1385 szereg mistrzów mularskich, zajętych przy budowie warowni miejskich a zapewne i ratusza, a nazwiska i pochodzenie ich zdają się potwierdzać podanie Zimorowicza, który pod rokiem 1381 zapisuje, że po spłonięciu Lwowa Władysław Opolczyk, zezwoliwszy mieszczanom na wolny wyrąb lasów królewskich, przyzwał z Morawy i ze Szląska rzemieślników budowniczych i cieśli (fabrosque lignarios). Równocześnie z wznoszeniem murów miejskich musiał rozwinąć się także silny ruch budowniczy we Lwowie, bo magistrat wydaje w r. 1383 dekret De murorum eductione, w którym reguluje stosunki między sąsiadami przy budowaniu nowych domów. Z tego też czasu i z następnych lat kilkudziesięciu przechowały się nam w rachunkach i aktach miejskich nazwiska: Niczko murator, zmarły w r. 1384, po którym cegielnię kupują Dominikanie, właśnie zajęci budową swego klasztoru; Johannes Wa ss irfurer (r. 1388), Henricus Steinmeczce (1389), Niczko murator, na innem miejscu Niczko Tropper (tyle co Troppaner t. j. Opawski); Murator Magister Hanusz nazwany także lapicida (r. 1404); Olbrecht Mawerer albo także Olbrecht der Steinmatze (r. 1404—1411); Cloze Schultismawerera także murator et la picida Cloze (r. 1405—1410); Wolfdermawerer (r. 1405); lapicidae Pasko et Kazimonka; Hanus Mewrer mit dem kromen halse (z krzywa szyją, r. 1414); Judentoter murator (r. 1418); Nicolaus Glusicz murator (r. 1420); Muszilo murator (r. 1420); Michael Czorn, murator; Benesz murator (r. 1474); Martin Mawrer także Cal-Martin (t. j. łysy Marcin) der Mawrer (r. 1470). Dla uzupełnienia tej listy, do której już powrócić nie będziemy mieli sposobności, wymieniamy znacznie już późniejszych: Mistrza Piotra (Peter Mawrer) i Jerzego Weinera, którego w r. 1506 rajcy mianują naczelnym budowniczym miasta (Architectonicum alias Baumagistrum).

Czyli to byli mistrzowie biegli w sztuce architektonicznej, czy tylko rzemieślnicy w zawodzie mularskim i kamieniarskim, trudno bez znajomości ich dzieł rozstrzygnąć. Aż do połowy niemal XVII wieku w zapiskach naszych archiwalnych murator oznacza i budowniczego i mularza, lapicida i rzeźbiarza i kamieniarza, podczas gdy nazwa architector przysługuje najczęściej tylko cieślom, budującym domy drewniane. Za tem idzie, że tak samo np. twórca kaplicy Zygmuntowskiej, Bartłomiej Berecci, jak i zwyczajny mularz i kamieniarz figuruje w aktach jako murator et lapicida. Czasami tylko dla wyższej dystynkcyi stanowiska i wiedzy przybywa słowo Regius lub Magister.

Z wszystkich gmachów świeckich, wykonanych przy udziale wymienionych mistrzów nic nam nie pozostało prócz rysunku z okruchu kamiennego, znalezionego w gruzach ratuszowych, który przekazał naszej pamięci miejski komisarz drogowy Zinn. Sam okruch przepadł. Napis ten wykuty na kamieniu, wmurowany był w wieżę ratusza, o czem oprócz samego faktu, że go znaleziono w gruzach wieży, świadczy także rok 1491, a więc data zgodna z podaną powyżej wiadomością o ukończeniu wieży ratuszowej około r. 1490. Napis, a właściwie kopię widocznie niedokładną, podajemy tu w podobiźnie. Opiewa ona: Meister Hans Bleher Anheb des Bau Leiter Anno Domini 1491. (fig. 2) — coby znaczyło, że mistrz Hanusz Blecher rozpoczął budowę i był jej kierownikiem.

Fig. 2, Napis z wieży starego ratusza
Fig. 2, Napis z wieży starego ratusza

Do podanych u góry nazwisk przybywa nam tym sposobem jeszcze jedno, mistrza Jana Bechera, którego zresztą poznalibyśmy byli z zapisków o budowie katedry, gdzie wszakże figuruje tylko pod samem imieniem Magister Hanus lub Hanus cementarius, Hanus structor, a z obu tych dodatków; Magister i Structor wypływa, że tym razem rzeczywiście mamy przed sobą architekta w dzisiejszem słowa znaczeniu.

Historya budowy katedry oprócz szczegółu o tym Janie BIecherze dostarczy nam wiadomości o dalszych dwóch znaczniejszych architektach z gotyckiej epoki Lwowa. Dotąd prawie niezbadana, przez wszystkich, którzy się jej dotknęli, nie wyjmując nawet hr. Maurycego Dzieduszyckiego, błędnie i niedokładnie podawana, historya ta dałaby się napisać chyba tylko ze stanowiska kultury i obyczajów lwowskich XV wieku — ani sam zabytek bowiem ani osoby jego twórców nie dają tematu albo raczej dostatecznego materyału do rzeczy podjętej z wyłącznego stanowiska historyi sztuki. Poprzestaniemy tylko na kilku źródłowych datach. Czy Kazimierz W. istotnie położył węgielny kamień pod budowę katedry w r. 1370, a więc właśnie w ostatnim roku swego życia, jak to twierdzi Zimorowicz, i jak to na podstawie „wielce starożytnego rękopisu" (ex codice pervetustissimo archivi Civitatis) twierdzą rajcy lwowscy w aktach procesu z arcybiskupem Sierakowskim o kaplicę Domagaliczowską — jest dla nas kwestyą do pewnego stopnia obojętną i nie wymaga krytycznego stwierdzenia w tej pracy, bo nie daje właściwie daty w historyi budowy.

Fig. 3, Rzut poziomy kościoła katedralnego
Fig. 3, Rzut poziomy kościoła katedralnego

Choćby tak było istotnie, to akt ten nie miał bezpośredniej konsekwencyi, bo budowa na prawdę rozpoczęła się znacznie później, zapewno dopiero po latach trzydziestu. Wprawdzie w cytowanych u góry aktach procesowych reprezentanci miasta twierdzą, że zaraz po tem założeniu kamienia węgielnego zaczęto pracować nad fundamentami, lecz przyznają, że dzieło długo tkwiło w ziemi (moles templi inchoati, nec ultra ima fundamenta altius provecti, diu intra humum haesit) — ale ani w fragmencie najstarszej księgi miejskiej, obejmującej ośm lat (1382— 1389), ani w żadnym innym zapisku lub akcie z tego czasu nie spotykamy wzmianek o jakichkolwiek wydatkach lub zapisach na budowę, podczas gdy wzmianki takie a mianowicie o pobożnych zapisach na budujące się właśnie kościoły Dominikanów i św. Krzyża (ad edificacionem murorum) zachodzą już w najstarszych aktach. Nie mogło się zresztą podjąć budowy miasto, bo właśnie w tym okresie z całym wysiłkiem kosztów i środków technicznych, jakiemi rozporządzać mogło, krzątało się około obwarowania grodu.

Faktem jest przecież, że w r. 1404 najstarsza część kościoła (prima pars aedificii, altari sacerdotum destinata), tj. chór czyli presbiteryum, była już w murze gotowa i otrzymała sklepienie. Zgadzają się w tem wszystkie źródła. Główna zasługa posunięcia budowy po tak długiem zaniedbaniu należy się Piotrowi Stecherowi. Mieszczanin ten nietylko poniósł sam znaczne ofiary majątkowe — dał sto kóp na koszta fabryki — ale pracę całego niemal żywota poświęcił podjętemu z niezwykłą energią dziełu: tota vita additissimus improbo labore — jak się wyraża nasze źródło. Mistrzem, który wykończył ostatecznie presbiteryum i rozpiął nad niem sklepienie, był Niemiec, którego to samo źródło nazywa Gonzage (fornicem ipsam officinator Gonzage, natione Germanus, suspendit). Za dokonanie tego dzieła zapłaciło mu miasto trzydzieści kóp groszy i obdarowało kosztowną szatą (indumenti Carbisinei). Nazwisko Gonzage jest widocznie przekręcone, a tłumaczy się to nietyle może dziką pisownią owego czasu, co okolicznością, że zestawiony we Lwowie do użytku adwokata summaryusz historyi budowy drukowano w rzymskiej oficynie, gdzie zapewne źle odczytano nazwisko podane poprawniej.

Fig. 4, Domysł pierwotnej postaci
Fig. 4, Domysł pierwotnej postaci

W następnym roku 1405 gotową część świątyni poświęcił biskup przemyski Maciej Janina przy asystencji arcybiskupa halickiego Jakóba Strepy. Widok wyniosłych już murów i uroczysty akt poświęcenia obudziły w mieszczaństwie lwowskiem hojną ofiarność i z dalszej budowy świątyni zrobiły kwestyę lokalnej ambicyi. W wywodzie swoim procesowym rzecznicy miasta Lwowa, opierając się ciągle na wspomnianym już „wielce starożytnym kodeksie", którego niestety nie ma już w archiwum miejskiem, nie mają dość słów pochwały dla tego ofiarnego zapału, z jakim mieszczaństwo składało pieniądze, srebro i t. p. na ustrojenie już gotowej' części świątyni i na mury części dalszych. Mimo to budowa wlokła się bardzo powoli. Zdaje się, iż istotnie, jak to Zimorowicz twierdzi, nie obliczono się z siłami, i że pierwotnie za wiele projektowano: spe macfis futurae magnitudinis, quam quo modicae populi opes sufficerunt. Takie kuszenie się o wspaniałe świątynie ponad siły, było zresztą powszechnym objawem tych czasów — tej lokalnej manji wielkości przypisać należy, że niejeden na olbrzymie rozmiary obliczony kościół we Włoszech i Niemczech przez wieki całe a nawet do dziś dnia pozostał poniekąd tylko torsem bez wykończenia, tylko gigantycznym fragmentem. Jeżeli przyjmiemy rok 1480 jako datę ostatecznego ukończenia budowy katedry, to Zimorowicz ma racyę w swoim rachunku, że dopiero w 138 lat po założeniu kamienia węgielnego a w 77 lat po wykończeniu części absydyalnej, t. j. presbiteryum, dokonano budowy całości.

Ostatecznych robót około budowy katedry dokonali dwaj Wrocławianie: Joachim Grom i Ambroży Rabisch. Prowizorem fabryki z ramienia miasta był patrycyusz Jerzy Scheller, którego niektórzy piszący o Lwowie mylnie uważają za architekta. Źródło nasze nazywa tego godnego następcę Stechera „prefektem architektury", t. j. tyle co prowizorem fabryki. Za staraniem (provisu) Schellera nastąpiło w r. 1481 nietylko wykończenie samych murów, ale ustawiono trzy ołtarze i ozdobiono kościół witrażami malowanemi, jak to przypuszczać pozwala wyrażenie: vitra variecolora. Nad bocznem wejściem do kościoła od strony południowej wmurowana też była rzeźba, wykonana grubem dłutem (radi manu), wyobrażająca św. Jerzego, patrona Schellera. 

Fig. 5, Przekrój katedry w pierwotnej postaci
Fig. 5, Przekrój katedry w pierwotnej postaci

O obu wymienionych powyżej mistrzach znaleźliśmy w źródłach archiwalnych lwowskich skąpe tylko zapiski z r. 1481. W jednym z tych zapisków woźny ratuszowy Jan Kroc zeznaje, że wypłacił żonom Ambrożego Rabischa i Joachima Groma, mieszkającym w Wrocławiu, 100 złotych węgierskich, a mianowicie Małgorzacie Rabischowej 60, a Agnieszce Gromowej 40 zł. pod warunkiem, że obaj mężowie zwrócą te pieniądze we Lwowie. Warunek ten został spełniony, bo woźny zwalnia wszystkich, którzy przy tej wypłacie w Wrocławiu poręczyli zwrot zaliczki. Drugi ciekawszy zapisek z tego samego roku odnosi się do samego tylko Groma, nazwanego tym razem Joachimus Murator de Wratislawia, i ma już bezpośredni związek z budową katedry. Dokument ten stwierdza, że Joachim, który wykonał sklepienie in Ecclesia maiori — tak nazywano katedrę dla odróżnienia od dawnego parafialnego kościoła Panny Maryi — a mianowicie w jej głównym korpusie (qui muravit testudinem in corpore eiusdem Ecclesiae), stanął przed urzędem i zeznał publicznie, że za robotę swoją otrzymał według ugody 370 złotych od rajców jako opiekunów kościoła (domini tutores), z czego ich kwituje. Nawzajem patronowie kościoła kwitują go ze spełnienia obowiązku, z tym atoli warunkiem, że jeżeliby w sztuce mularskiej istniał zwyczaj ręczenia za trwałość sklepienia przez rok lub pół roku, w takim razie Joachim także ma ręczyć i obowiązek takiego zaręczenia przyjmuje. Gdyby wszakże obowiązek taki nie był w zwyczaju w sztuce mularskiej i Joachim udowodnił to przykładem innych miast a mianowicie poświadczeniem pisemnem rajców wrocławskich, wtedy i on ma być wolny od takiej poręki.

Trzecim i ostatnim mistrzem, którego nazwisko przechowało się w historyi budowy kościoła katedralnego, jest Jan czyli Hanusz Blecher, znany nam już z kamienia pamiątkowego wieży ratuszowej. Jak Gonzage wykończył chór główny i rozpiął nad nim sklepienie, jak Grom dokonał robót w głównym korpusie, t. j. w hallowej nawie kościoła, tak znowu Blecher zbudował i zasklepił chór drugi, t. j. organowy i spiewacki, od zachodniej strony. W sumaryuszu cytowanych już kilkakrotnie aktów procesowych czytamy, że Hanusz, nazwany tu cementarius structor, doprowadził mury chóru i portyku aż do dachu (odeum superius porticum ad umbellicum perduxit) i rozpiął nad niemi sklepienie, za co w r. 1493 wypłacono mu razem 34 złotych. Tenże mistrz następnego lata pozasklepiał kaplice u bocznych naw (sacraria lateritia alas Templi ambientia testudinibus suis conclusit). Według zaś spółczesnego zapisku w aktach miejskich ugodził się Hanusz o nowe sklepienie nad chórem (ad parandam testudinem novam super choro in posteriori parte Ecclesiae Metropolitanae) za cenę 20 złotych, którą mu podwyższono następnie o 9 złotych. 

Fig. 6, Odrzwia w sieni domu l. 7 w rynku
Fig. 6, Odrzwia w sieni domu l. 7 w rynku

Różnica co do wypłaconej sumy, jaka zachodzi w obu zapiskach, tłumaczy się zapewne tem, że niższa kwota reprezentuje wyłącznie tylko honoraryum za przesklepienie, podczas gdy wyższa obejmuje także wynagrodzenie za podniesienie muru. Temuż samemu Hanuszowi przypisać należy jeszcze jedna, ostatnią jego robotę w tymże roku dokonaną, a mianowicie wymurowanie i osklepienie kaplicy nowej piętrowej, bo tak chyba trzeba rozumieć słowa zapisku: erecta est capella nova cum duabus testudinibus inferiori videlicet et superiori in Ecclesia metropolitana. Kaplica ta znajdowała się po prawej stronie kościoła naprzeciw domu kanoników. 

Tak tedy w trzech długich odstępach i przez trzech rozmaitych mistrzów dokonaną została budowa katedry. Od przesklepienia chóru głównego (1404) do przesklepienia halli przez Groma (1481) mija lat 77; od wykończenia tej halli do przesklepienia chóru (1498) lat 12. Nie dziw też, że kiedy przyszło do pokrycia naw i muzycznego chóru, już zniszczał był dach na presbiteryum, tak, że w r. 1490 cieśla Nikiel Klocz wykonał dach nowy.

Miasto, jak już powiedzieliśmy, podjęło się rzeczy ponad swoje siły, zwłaszcza że równocześnie prawie budowało ratusz i uzupełniało obwarowania — a brak dostatecznych środków spowodował nietylko wyrzeczenie się rzeźbionej kamiennej ornamentyki zewnątrz i wewnątrz, ale wpłynąć musiał niewątpliwie na pewne zmiany w pierwotnym projekcie. Z rzutu poziomego, który tutaj podajemy, (fig. 3), a mianowicie z uderzającej dysproporcyi między przydługim a stosunkowo ważkim chórem a krótkim i szerokim trzynawowym korpusem, wnosićby można, iż rzeczywiście już w ciągu budowy odstąpiono od projektowanych rozmiarów i pierwotnej konfiguracyi całości. Wprawdzie takie nadmierne wydłużenie chóru w porównaniu z długością naw spotykamy iw kościołach krakowskich (Maryackim, Dominikanów, św. Katarzyny), dysproporcya ta jednak daleko jest mniejsza, bo stosunek chóru do korpusu jest mniej więcej jak 3 : 5 a większa ilość filarów i przęseł, jak niemniej bardziej rozwinięte formy portyków nadają całości organiczniejszą cechę, podczas gdy halla katedry lwowskiej, o czterech filarach i trzech przęsłach, tylko nieznacznie jest dłuższą od chóru i robi wrażenie przerwania, dopominając się niejako jeszcze o przęsło czwarte. Gdybyśmy zresztą mylili się, upatrując w tem zmianę pierwotnego planu, to już skromny bardzo zakres robót, jakie około chóru muzycznego (odeum) i około głównego portalu wykonał Hanusz Blecher, jest wyraźną wskazówką, że niejako urwano a nie wykończono budowę, pozostawiając portal i frontową fasadę, a więc właśnie tę pryncypalną część budowy, w której gotycki architekt wiązał poniekąd całą niespokojną rytmikę konstrukcyjnych form stylu, w stanie prowizorycznym, i tylko tak od biedy uregulowanym, aby spełniały funkcyę użytkową. Jak katedra wyglądała przed swojem przekształceniem w XVIII wieku, tylko domyślać się można — nie znaleźliśmy bowiem nigdzie jej rysunku, i zapewne nie istniał nigdy. Próbę odtworzenia jej absydyalnej strony, o ile dane były do tego wskazówki w pozostałych konstrukcyjnych szczegółach, i o ile cokolwiek odgadnąć się dało z drobnej sylwetki katedry na widoku Lwowa z XVII. w. w cytowanem dziele Brauna, gdzie odróżnić można mur szczytowy, który i dziś oddziela chór główny od nawy ale ma już formy barokowe — znajdzie czytelnik między naszemi rycinami (figura 4). 

Fig. 7, Odrzwia w sieni domu 1. 25 w rynku
Fig. 7, Odrzwia w sieni domu 1. 25 w rynku

Wykonał ją jeden z architektów lwowskich, p. Michał Kowalczuk, który miał sposobność ściślejszego badania kościoła; o ile jest szczęśliwą, osądzić nie umiemy, w każdym przecież razie dać może pewne mniej lub więcej zbliżone wyobrażenie o pierwotnej postaci tej części kościoła, a zestawiona z widokiem dzisiejszym zawsze jeszcze posłuży do pewnego przynajmniej stopnia za przypuszczalną miarę krzywdy, jaką wyrządzono przy końcu ubiegłego stulecia tej świątyni, jednemu z najstarożytniejszych pomników kultury zachodniej na Rusi. Dodać tu należy, że kościół na zewnątrz był z nagiej cegły (Rohbau), testowany, i to w dwóch kolorach, jaśniejszym i ciemniejszym, i dopiero arcybiskup Sierakowski kazał go wytynkować, przyczym nasiekiwano cegły dla trwalszego przylgnięcia wyprawy, tak że ponowne odsłonięcie murów stało się prawie na zawsze niemożliwe.

Tak zewnątrz jak wewnątrz lwowski kościół katedralny uderza zupełnym brakiem kamiennej rzeźby i ornamentacyjnych szczegółów. Szkarpy całkiem proste i skromne, możnaby powiedzieć czysto „robocze“, z zwyczajnemi daszkowemi ściekami (Wasserschläge); konstrukcyjna ich służba wystarczać im musi za wszystko; nigdzie pinakułu, fleronu, szczytu, żabki, gabletu. Okna wązkie, co wynikało już z samego hallowego założenia, czy miały rozetowania, nie wiadomo; zachowane przynajmniej kamienne obramienia nie wskazują, żeby tak było. Czy jednak już i w XV wieku kościół nie miał nawet w skromnej mierze tych ozdób, które jakby kamienną koronką zwykły były oblekać konstrukcyjne części gmachów gotyckich — w kwestyi tej po za przypuszczenie wyjść nie możemy. Wiemy, że katedra w wielkim pożarze z r. 1527 uległa bardzo ciężkiemu zniszczeniu: spaliła się wówczas nietylko dzwonnica, ale dach i cała górna część świątyni padły ofiarą płomieni; wzruszyło się i pękło sklepienie głównego chóru i częściowo runęło w wnętrze kościoła, niemniej i sklepienia naw pourywały się miejscami. Być tedy może, że pierwotna świątynia nie była tak zupełnie ogołocona z ozdób kamiennych i rzeźbionych, jakby się zdawało; na każdy sposób przecież musiały być bardzo skromne i oszczędne, w przeciwnym bowiem razie znalazłyby się były zapewne w zapiskach spółczesnych bodaj przygodnie wzmianki o takiej ornamentyce.

Wewnątrz świątynia musiała robić wrażenie wyniosłe i dostojne; znać to jeszcze i dzisiaj, choć jej stylowy charakter zatarł się prawie do niepoznania. Filary lotne i śmiałe, dziś okryte są gipsem, a prawdopodobnie nawet szalowane, oby nie raziły wśród barokowych przeróbek; trudno więc ściślej oznaczyć, jaką miały artykulacyę, jaki układ podżebrzy, i jak się wiązały z sklepieniem. Kiedy ta halIowa nawa, dotąd piękna, przedstawiała się jeszcze w całej powadze i czystości stylowej, musiała samą dostojnością linji przemawiać uroczyście do widza.

Fig. 8, Odrzwia z domu niegdyś “pod Matką Boską”
Fig. 8, Odrzwia z domu niegdyś “pod Matką Boską”

 Najwięcej pierwotnych stylowych znamion zachowało presbiteryum z absydą zamkniętą według oktogonu, ale i tu uderza ubóstwo artystycznych szczegółów, które przy niezaprzeczonej czystości architektonicznych linji ma przecież swoją stronę szlachetną. Krzyżowego sklepienia nie przerwano tu przy przeróbce, jak to uczyniono w nawie przez wyrąbanie czy też zagipsowanie gotyckiego żebrowania w środkowem przęśle — rozpina się ono całe w nienaruszonej swej prężystej sile. Żebrowanie, profilowane dość silnie, spływa pękami w konsole gurtowe, których zakończenie skromne i bez rzeźby, zdaje się te spływające promienie sieci koncentrować tem szczelniej, samą tylko utajoną siłą konstrukcyi. W surowości budowy i w grubem traktowaniu a raczej zaniedbaniu szczegółów znać nietylko niedostatek środków materyalnych, ale także i wpływ wrocławskich wzorów, w których obok wysokich zalet rozkładu i tendencyi do wspaniałego proporcyonowania mas, uderza zawsze ubóstwo i niemisterność form szczegółowych.

Katedra jest jedynym zabytkiem z epoki gotyckiej we Lwowie. Z innych świątyń tego czasu, jak kościoły św. Stanisława, św. Ducha i Dominikański, nie ocalała żadna, tak samo jak z gmachów świeckich publicznych i prywatnych żaden choćby częściowo nie dotrwał do naszych czasów. Pożar straszliwy w r. 1572 zniszczył całe miasto doszczętnie. Spłonęły ulice piekarska, krakowska, szewska, ormiańska, halicka, zerwańska, ruska i cały rynek, a więc właśnie pryncypalna część miasta, w której koncentrowały się wszystkie wspanialsze gmachy publiczne i prywatne. Spaliły się wtedy: cerkiew ruska Panny Maryi, synagoga, wieża kościoła katedralnego wraz z wielce cenionym i serdecznie umiłowanym przez Lwowian dzwonem Zuzanna, który był tem dla ruskiej stolicy, czem Zygmunt dla Krakowa, „klejnotem “ kościoła i miasta, jak się wyraża memoryał pożaru (insigni et notabili clenodio); runęła górna część samej katedry, zgorzała wieża czyli raczej baszta bramy halickiej, która była bardzo kosztownie i ozdobnie zbudowana (fabre et sumptuose elevata), zgorzały wszystkie inne baszty i powaliły się wraz działami, bronią i amunicyą w zgliszcza, ocalała z warownych budynków jedyna baszta krakowska wraz z skarbcem, który był w niej umieszczony. Ocalał także ratusz; spłonął na nim tylko drewniany szczyt wieży. Tak tedy zniknął cały Lwów gotycki z powierzchni ziemi, a zaczął się wznosić nowy już według form panującego renesansu.

Nie mamy dostatecznych wskazówek, aby dać czytelnikom wyobrażenie, jak wyglądały domy mieszczańskie z doby gotycyzmu — z bardzo skąpych wzmianek kronikarskich wiemy tylko, że w rynku i na głównych ulicach domy miały podsienia i portyki, których w nowych budynkach nie robiono. Że wśród tych domów były także okazałe i ozdobne, którym nie brakło do pewnego stopnia architektonicznej wartości i z artystyczną intencyą wykonanych szczegółów, o tem świadczą nam szczątki z przedpożarowych lat XVI w., zachowane dotąd w kilku domach rynkowych. Są to kamienne profilowane lub rzeźbione obramienia u drzwi, wiodących z sieni do dalszych komnat. Cztery okazy takich obramień znajdzie czytelnik w naszych rycinach (fig. 1 i 6—8). Dotrwały one w domach rynkowych nr. 17, 25 i 28 i w zburzonym już domu zwanym „pod Matką Boską", niegdyś własności znakomitego lwowskiego patrycyusza Stanęła Szolca, budowie, której zniesienia - niestety nieuniknionego — szczerze żałować należy, była ona bowiem niejako murowaną kollekcyą wszystkich stylów począwszy od gotyku, skończywszy na baroku; tyle razy i w tylu rozmaitych porach przerabiano ją i odnawiano.

Odrzwia te, okazy schyłkowego gotyckiego stylu, należą do rzędu charakterystycznych obramień, spotykanych w Polsce często w budowach z ostatnich lat XV i pierwszych XVI wieku, jak np. w Krakowie w wieży ratuszowej, na zamku, w Collegium Jagellonicum; w Poznaniu (drzwi do wielkiej sali ratuszowej); w Tarnowie (portale i obramienia okien w szkole) i t. p. — tylko że między niemi zajmują pośledniejsze miejsce, są bowiem już tylko grubszą próbą stylu a raczej maniery, która w niektórych okazach tego rodzaju, osobliwie krakowskich, doszła do szczytu i wyrobiła się w zdumiewającą geometryę ornamentu, w fantastyczną igraszkę lasek i spławków. Wyjątek stanowią tylko odrzwia domu Stanclowskiego (fig. 6), które logiczną i misterną kombinacyą przecinających się lasek stanąć mogą obok najlepszych okazów tego rodzaju. 

Równocześnie prawie z gotyckiemi budowami znikają po pożarze architekci szlązcy i niemieccy a miejsce ich zajmują Włosi. Podczas gdy do roku 1530 nie masz ani jednego Włocha w liczbie mistrzów  mularskich, po roku tym nie masz przeciwnie przez długi czas ani jednego Niemca z głośniejszem w mieście nazwiskiem. Niemieccy architekci pojawiają się we Lwowie napowrót dopiero przy samym końcu XVI iw XVII wieku, ale tak nielicznie, że znikają wobec Włochów I Polaków.

Fig. 9, Pieczęć ławnicza lwowska
Fig. 9, Pieczęć ławnicza lwowska

Fig. 10, Z domu na ulicy ruskiej nr. 20
Fig. 10, Z domu na ulicy ruskiej nr. 20

keyboard_arrow_up