고급검색 고급검색

O medalionach.


Lud rzymski imperatorowi i temuż ludowi, na chwałę swoją, imperator poświęcał od czasu do czasu pięknie, po jednej stronie odrobione sztuki złota lub srebra, podobne do monet, ale dużo od nich większe i znaczniejszej wagi. Na nich wyobrażenia »boskich Cezarów« alegorye lub sceny historyczne kuli wypukło rzeźbiarze, a tabliczki owe - medaliony - zostawały pomnikiem i wspomnieniem, same zaś dla siebie były dziełem sztuki, drobnem, które oglądać i podziwiać należało w samotnej ciszy, albo najwyżej we dwoje. Od Hadryana medaliony stają się coraz częstsze; Antoninus Pius upamiętnił dziewięćsetną rocznicę założenia Rzymu całym ich szeregiem, a na jego rozkaz wyobrazili tam artyści sceny z pierwotnych dziejów miasta - alegorje na medalionach Marka Aureliusa pełne są wyrazu i artystycznego pomysłu - portret jednak najczęściej się na nich powtarzał i on też pozostał główną cechą medalionu. 

Czas pokrył te dzieła sztuki niepamięcią, ukochanie jednostronnych tabliczek ustało, awłoscy medalierzy Odrodzenia, wpatrzeni w prześliczne typy monet rzymskich, obrabiali najchętniej medale ze stron obu: głównej i odwrotnej. Tylko na północ od Alp, w warsztatach Norymbergi, taki Piotr Vischer młodszy, Albrecht Dürer i inni odlewali w bronzie medale większego formatu, na których wizerunek był stroną główną, a strona odwrotna czystą pozostawała i gładką. Medali takich, względnie medalionów portretowych jednostronnych mnożyło się pod owe czasy coraz więcej, także wytworzyć się mogła osobna nazwa na oznaczenie całego działu: Contrefait-Medaillen. W poczuciu, źe portret jest samoistnym celem dzieła, zerwali nawet niektórzy medalierzy z okrągłą formą medalionu, zbliżającą go do monety i nadawali mu kształt prostokątny. 

Ale mistrzów niemieckich przewyższył Pastorino ze Sienny (1508-1592) di Giovan Michele de Pastorini, o którym powiada Vassari, że sportretował w medalionie »cały świat, wielkich panów, sławnych ludzi i pospólstwo«. Najpierw robił medaliony portretowe ze stiuku, czy jakiejś innej masy, własnego wynalazku, którą powlekał farbami, później robił modele ze stali, albo głęboko cięte w ołowiu i według nich odlewał w bronzie medaliony jednostronne, noszone podówczas bardzo chętnie na piersiach, albo na kapeluszach. Moda sprzyjała rozwojowi medalionu, Sam Pastorino zrobił ich stokilkadziesiąt, charakterystycznych, decydujących o całym tym dziale medalierstwa, same zaś o niezrównanej wartości artystycznej. Ich cechą zasadniczą jest portret w wypukłorzeźbie, otoczony perłową obwódką, działającą jak ornament, większe od zwykłych medali wymiary, sięgające niekiedy do 78 mm. średnicy i format okrągły. 

Między innemi zrobił Pastorino dwa medaliony, mające związek z Polską. Są to mianowicie medaliony żony Zygmunta I, Bony Sforcii w stroju wdowim i napisem otokowym: »Bona Sfor. de Arag. Reg. Pol.« Jeden z nich ma datę 1556, drugi odlany został prawdopodobnie z okazy i śmierci królowej. 

Nie są jednak te medaliony, robione zresztą po pobwrocie Bony do Wioch, pierwszymi w numizmatyce polskiej. Na dworze Zygmunta I, pełnym artystycznych upodobań, pojawiły się one razem z długim korowodem Włochów, niosących ze sobą sztukę z pod nieba Italii i modę, braną od nich chętnie i szybko. Równocześnie wchodziły także z humanistami, ciągnącymi do Krakowa z całej ówczesnej cywilizowanej Europy, śladami rozgałęzionych stosunków, które polskich humanistów łączyły przedewszystkiem z humanistami niemieckimi. A źe naonczas był medalion z tej i tamtej strony Alp ulubioną formą medalierstwa, więc i pierwsze medale polskie, będące równocześnie typowymi medalionami, są częściowo niemieckiego, częścią włoskiego pochodzenia. Postawiony u progu dzieła Raczyńskiego, medal Władysława Jagiellończyka, króla Czech i Węgier z r. 1515, jednostronny i większych niż zwykle wymiarów (122 mm) jest niewątpliwie niemieckiego pochodzenia, podobnie jak studya medalierskie do portretu Zygmunta I. wykonane w r. 1527 przez anonimowego artystę, noszą na sobie wybitne piętno sztuki włoskiej. W r. 1561 wykonał artysta holenderski Stefan van Holland z Utrechtu, na zamówienie Zygmunta Augusta, pięć portretowych medalionów rodziny królewskiej, a mianowicie Zygmunta I, Bony, Zygmunta Augusta, Katarzyny Austryackiej jego żony i wreszcie Jana Zygmunta Zapolyi. Są one pierwszorzędnej wartości artystycznej, a łącznie z całą kolekcyą Jagiellońskich medalionówi medali stanowią, upamiętnione w bronzie, wspomnienie polskiego humanizmu i jego łączności ze sztuką ogólno-europejską. 

Ale nietylko w samem medalierstwie lub modzie szukać należy źródła estetycznej rozkoszy i powodzenia medalionów. Sprzyjała im także architektura renesansu. Medalion stawał się ozdobą budynków, ołtarzy i grobów gdzie, jakby wydobyty zpęt numizmatyki, wyrastał w wielkie, przeznaczone dla oka zdała patrzącego, rozmiary, a wytwarzał dzieła równie piękne jak w medalierstwie. Kraków posiada ich wiele, a do najpiękniejszych i nawet nu mizmatykom nie całkiem obojętnych dzieł tego rodzaju, należą dwie wspaniałe plakiety renesansowe w ołtarzu kaplicy Zygmuntowskiej z portretami Zygmunta I. i Zygmunta Augusta, roboty artystów norymberskich, dalej medalion w marmurze z portretem Zygmunta I. na jego grobowcu iw. i. Niektóre z nich rozpowszechniły się nawet po zbiorach w formie odlewów jako medale jednostronne. 

Równocześnie, gdy na gruncie krakowskim schodziła się sztuka medalierska z tej i tamtej strony Alp, nie wywołując niestety żywszego oddźwięku w pracowniach i warsztatach polskich - stwarzali mistrzowie francuscy typowe formy medalionu, które dotrwały aż do naszych prawie czasów. Ze śmiercią Pastorina i upadkiem odnośnej mody stawały się medaliony we Włoszech coraz rzadsze. Robi je jeszcze Bombarda z Kremony około r. 1560, ale cała sztuka, w której tak wybitnie celował Pastorino, przeniosła się do Francyi, gdzie i moda przystrajania piersi medalionami dłużej przetrwała, a gdy mody nie stało, robiono medaliony dalej, nie dla praktycznych celów ozdoby, ale samoistnie, uprawiając je jako gałęź sztuki dla siebie. 

Dziełem uczniów Pastorina była, między innemi, suita medalionów portretowych kilku królów francuskich, powstaław latach 1573 - 1576, ciekawa dla numizmatyki polskiej o tyle, źe znajduje się w niej medalion Henryka Walezego. Medaliony tej suity, jednostronne, z silną obwódką perłową dokoła popiersi, mają już kilka rysów charakterystycznych, które je oddalają nieco od medali jednostronnych. Przede wszy stkiem przewyższają one rozmiarami wszystkie dotychczas znane medale, średnica ich bowiem dochodzi do 165 mm. a powtóre układ popiersia poczyna być bardziej dowolny, gdyż oprócz profilu trafiają się częściej popiersia wprost, lub w trzech czwartych zwrócone do widza. 

Twórcą jednak szkoły, już specyalnie francuskiej, jest medalier Henryka IV. i Ludwika XIII. Guillaune Dupre (1574-1748). Uczeń medalierówwłoskich, zapewnił on swymi dziełami francuskiemu medalierstwu pierwszeństwo w całej Europie, szczególnie zaś celował w modelowaniu medalionów, którym nadawał wielkie rozmiary, sięgające do 180 mm. średnicy. Medalionów Duprego, któreby się odnosiły do Polski, nieznamy - jeden jednak z francuskich, a mianowicie portret Piotra Jeanina, ministra Ludwika XIII. odlała na nowo warszawska firma Karola Mintera, skutkiem czego medalion ten, więcej niż inne Duprego, znany jest polskim zbieraczom i amatorom. 

Z innych znanych nam medalionów francuskich, mających związek z Polską zasługują na wymienienie dwa portrety Henryka Walezego. Jeden z nich woskowy, kolorowany, z bogatą ornamentyką, w stylu epoki znajduje się w muzeum Cluny w Paryżu drugi okrągły, lany, bronzowy, dobrej roboty, współczesny, widzieliśmy w zbiorze dra A. Czołowskiego we Lwowie. 

Wszechwładne panowanie wzorów francuskich, które tak wybitnie zaznaczyło się w całym dalszym rozwoju medalierstwa europejskiego, miało wpływ na produkcyę medalionów o tyle, że wszędzie tam, gdzie się one pojawiały, wzorowane były na dziełach Duprego i innych medalierów francuskich. W szczególności w Polsce, zostającej przez cały wiek XVII i XVIII pod przemożnym wpływem kultury francuskiej, medaliony, rzadkie co prawda bardzo i wypierane mocno przez dwustronne medale, są prawie wyłącznie roboty francuskiej. Do nich należą medaliony Jerzego Lubomirskiego, Jana Sobieskiego (rylca St. Amiensa), pięknej roboty medalion ks. Alberta Radziwiłła z r. 1657 opisany przez Józefa Zielińskiego, oraz rzadki i piękny medalion Anny z Radzimina Leszczyńskiej, prababki króla Stanisława Leszczyńskiego. 

Znacznie więcej wiadomości o medalionach zachowało się zw. XVIII. Po muzeach naszych trafiają się często medaliony portretowe obydwu Augustów, Stanisława Leszczyńskiego, którego portret modelował między innymi także Lallemand, Rzewuskich i t. d.  Medalion z portretem Maryi Leszczyńskiej, żony Ludwika XV znajdujący się w niniejszym zbiorze jest bardzo ciekawym przykładem przeładowanego stylu współczesnego, ao ile nie jest odlewem z pieczęci, byłby rzadkim medalionem z całą postacią portretowanej osoby. 

Za Stanisława Augusta ożywioną działalność na polu modelowania medalionów rozwinął, podobnie jak i w medalierstwie, Jan Filip Holzhauser, gdańszczanin, nadworny medalier królewski, autor przeszło ośmdziesięciu współczesnych medali. Jego dziełem jest jednostronny medal Stanisława Augusta, opisany w niniejszym zbiorze, a nadto suita medalionów ze zbioru Tomasza Zielińskiego w liczbie sześciu. Są to - według słów Łepkowskiego - popiersia wypukło rzeźbione z masy kamienistej białej, osadzone na szkle ze spodu niebiesko zabarwionem i wyobrażają Marcina Odlanickiego, Stanisława Andrzeja Załuskiego, Antoniego Portalupiego nauczyciela Stanisława Augusta, Stanisława Leszczyńskiego, Michała Ossowskiego polityka, i Ignacego Krasickiego. Roboty Holzhausera jest również wymieniony w tym samym katalogu medalion owalny z masy kamienistej w wypukłorzeźbie, przedstawiający popiersie kolorowane Stanisława Augusta na tle czarnem, z napisem otokowym: Stanislaus Augustus Rex optimus.

Dla ozdoby biblioteki Załuskich rzeźbił snycerz z czasów Stanisława Augusta Aleksy Pawłowski ośm płaskorzeźbw formie medalionów, dużych rozmiarów (480 mm) przedstawiających portrety uczonych: Stanisława Solskiego, Stanisława Sokołowskiego, Wojciecha Kojałowicza, Sebastyana Petrycego, Bartłomieja Wasowskiego, Stanisława Lubomirskiego, Franciszka Menińskiego i Danquarta. 

Do medalionów zaliczyć można także kolekcyę medali (15) królów i sławnych mężów, modelowanych w wosku, a wydanych staraniem Michała Sołtyka dziekana katedry krakowskiej; w gipsie modelowali medaliony portretowe podobno Berendt, medalier mennicy warszawskiej i Bledner warszawianin, w kości słoniowej wreszcie robił medaliony w XVIII w. niejaki Luck w Gdańsku, wycinając w tym materyale portrety królów polskich i innych znakomitych osób. 

Ożywiony ruch na polu modelowania medalionów, a zarazem zamiłowanie u szerszej publiczności w tym dziale sztuki datuje się dopiero od pierwszej połowy ubiegłego stulecia. Do Polski przyszedł ów prąd jak zwykle z Zachodu, głównie z Francyi, gdzie najznakomitsi rzeźbiarze rzucili się do modelowania portretów w płaskorzeźbie. W tym czasie ustaliło się też ostatecznie i wyodrębniło pojęcie medalionów, jako medali niezwykłej wielkości, ciętych głęboko i ostro, a odlewanych przeważnie w bronzie. Możność ich reprodukcyi w większej ilości egzemplarzy i obdarzania nimi przyjaciół, dekoracyjny charakter odpowiadający w zupełności stylowi i upodobaniom współczesnej epoki, sprawiły, źe medaliony stały się ulubioną ozdobą mieszkań, a ich twórcy, zwłaszcza zdolniejsi i wybitniejsi, nie mogli nastarczyć prywatnym zamówieniom. Bo medalion, w przeciwieństwie do medalu, zachował swój prywatny charakter, nawet wówczas, gdy uwieczniał rysy osoby ogólnie znanej i sławnej i rzadko znachodził się w publicznym obiegu. Stąd wielka rzadkość medalionów, niepokonane w wielu wypadkach trudności w ich zbieraniu, niemożność utrzymania w należytej ewidencyi całej artystycznej produkcyi tego rodzaju. 

Równocześnie był także medalion formą reakcyi przeciwko skostniałym szablonom medalierstwa. Druga połowa ośmnastego wieku jest bowiem epoką głębokiego upadku artystycznej strony medali. Wybijano ich dużo, może nawet za dużo: każdy ważniejszy wypadek powodował zaraz wybicie medalu, każdy człowiek wybitniejszy nie mógł się bez niego obejść. Dzieła sztuki włoskiej z epoki odrodzenia stały się obecnie niczem innem tylko metalowym panegirykiem, Do tego przybyła ochota tworzenia całych grup, suit medalowych, które robione przez jednego zwykle artystę, nie mogły się ustrzedz od szablonu i monotonii. Urobiona przez mistrzów francuskich forma, stała się nieodmiennym kanonem, którego artyście przekraczać nie było wolno: medal winien był mieć koniecznie wydatny brzeg i polerowane tło, z którego zupełnie nieorganicznie wyrastała płaskorzeźba, odwrotna zaś strona, o ile była bardziej napuszysta i przeładowana alegoryami a klasycznymi napisami, o tyle pewniej mogła liczyć na powodzenie. 

Dopiero mistrzowie, owiani duchem wielkiej rewolucyi francuskiej, szukać poczęli nowych dróg dla medali i zerwać pęta przemożnej tradycyi. Wychodząc z zasady, źe medal nie jest przecież monetą i niekoniecznie musi mieć wydatny i ostro ścięty brzeg, bo przecież nie jest przeznaczony do zwijania w rulony, poczęli wolniej traktować powierzchnię. Ponieważ zaś medaliony, względnie ich forma ustalona ostatecznie przez Duprego, najbardziej sprzyjałym poglądom, więc tutaj szukać należy źródła ich odrodzenia w wieku dziewiętnastym i tego faktu, źe tacy rewolucyoniści w sztuce jak David d?Angers, poczęli je uprawiać z całem zamiłowaniem. 

Rosnąca po rozbiorach fala emigracyi polskiej za granicę, zbliżyła najwybitniejsze jednostki z ówczesnego pokolenia Polski, do zachodniego świata artystycznego, który na równi z ludami Europy czcił i podziwiał je, jako synów bohaterskiego a nieszczęśliwego narodu. Stąd pochodzi, źe najwybitniejszych mężów naszych portrety modelowali najwybitniejsi artyści zachodnioeuropejscy. Między innymi modelował August Caunois (1825) medaliony Kościuszki i ks. Józefa Poniatowskiego i wykonał na zamówienie suitę medalionów z portretami rodziny Zamoyskich, medalier genewski Jan Franciszek Antoni Bovy, wykonał prześliczny medalion Chopina i Karola Sienkiewicza, Gayrard modelował w r. 1814 portret Jana Zamoyskiego, Leonard Posch, około r. 1820 zrobił w Berlinie sześć przepięknych medalionów Radziwiłłowskich, znane są także medaliony Kościuszki i Zamoyskiego, wykonane przez Chartrona. 

Ale najwybitniejszym ze wszystkich, największym i zarazem najpłodniejszym w produkcyi, medalionów polskich był Piotr Jan David d’Angers (1789-1859). Artysta i człowiek w najpiękniejszem i najwyźszem tego słowa znaczeniu, mąż niewzruszonych a surowych zasad republikańskich, Polski i Polaków przyjaciel niezłomnej mocy i niezachwianej wiary, zostawił rzec można w medalionach portrety wszystkich bohaterów Polski porozbiorowej. »Bo rzeźba - pisał - ma posłannictwo boskie na ziemi. Zdaje się, źe poruczonem jej zostało przez Stwórcę światów streszczenie każdego wieku w jego wielkich ludziach i utrzymanie przed jego otrzyma typu ludzkości«. Chciał stworzyć historyę swojej epoki w biustach, pomnikach, medalionach, jakoż ją stworzył, bo samych jego medalionów blisko tysiąc zapisuje sztuka francuska, wykonanych nie tylko na zamówienie, ale z woli i duchowej potrzeby mistrza. Wiadomo, że odbywał specyalną podróż do Brukseli, aby uprosić Joachima Lelewela o pozę do medalionu, wiadomo, źe niechciał wykonać pomnika cesarza Napoleona, choć generała Bonapartego stworzył dwa medaliony. Jako dzieła sztuki posiadają medaliony Davida wszystkie cechy jego talentu, drgają życiem i prawdą - wśród medalionów polskich zaś są niezrównane, bo lepszych pod względem poprawności rysunku, rzeźby i charakteru nie było ani przedtem ani potem. 

Ale nie tylko same zalety artystyczne stanowią ich wartość; bije z nich ponadto jeszcze jakaś moc niezwykła, poezya człowieka artysty, który tworzył to tylko, w co wierzył święcie i co umiłował potęgą swojej duszy, siłą swoich przekonań. Same tylko świetlane i jasne postacie znalazły się na medalionach Davida, czy to był Kościuszko, czy polscy generałowie, książę Adam Czartoryski, czy Mickiewicz, Dwernicki, czy Klaudyna Potocka, lub Ursyn Niemcewicz. I brał także David udział w smutkach i radości naszego narodu, czego wymownym wyrazem jest medalion swobody i medalion z r. 1847 na hańbę Metternichowi, sprawcy rzezi galicyjskiej. Sztuką swoją i umiłowaniem sprawił ten wielki w narodzie swoim człowiek, źe portrety wodzów polskiej emigracyi i polskiego narodu wiszą dziś na ścianach Biblioteki narodowej w Paryżu, jako pamiątki jego ducha, jego twórczości, oraz dokumenty epoki, która wydała takich ludzi i takich twórców. 

Medaliony Davida mają jeszcze itę wartość, źe ich odlewy są nadzwyczaj staranne i bez zarzutu. Jest to zasługa firmy odlewniczej paryskiej »Eck et Durand« a także firmy Richarda, które wszystkie prawie medaliony Davida odlewały w bronzie. Na odwrotnej też stronie oryginalnych i współczesnych medalionów znajdują się znaki tych firm, skutkiem czego odlewy te odróżnić się dają łatwo od późniejszych. U Richarda (1886) były wszystkie formy (matryce) medalionów Davida. Co się z niemi stało niewiadomo, prawdopodobnie jego następca Thiebaud fondeur en bronze, posiada je, nie mógł ich jednak odszukać.

Medaliony Davida rozpowszechniły się po całej Polsce, o ile tylko pozwoliła na to szczupła liczba odlewów. Są one też po dziś dzień, a były i dawniej źródłem wszelakiego rodzaju naśladownictw. Odlewano je też niejednokrotnie na nowo, z większem lub mniejszem powodzeniem. Odlewy jednak pierwotne, współczesne, rzadkie dziś bardzo - są niedoścignione, a pozna je, jak już wyżej wspomnieliśmy, nawet nie bardzo wprawne oko i odróżni natychmiast od późniejszych naśladownictw. 

Równocześnie na całym obszarze ziem polskich w jednej tylko Warszawie były warunki sprzyjające produkcyi medalionów. Istniejąca tam mennica skupiała medalierów, a rozkwit kulturalny Królestwa Kongresowego pobudzał twórczość i w tym ułamku sztuki. Z dorywczych wiadomości, jakie posiadamy, wymienić należy mincerza w arszawskiego Zygmunta Minhejmera, tudzież Mejnertów, starszego i młodszego. Roboty Minhejmera są między innymi medaliony W. ks. Konstantego i księżny Łowickiej (Joanny Grudzińskiej) opisane w katalogu Umińskiego nr. 772-784. W początkach XIX w. wyrabiano także w Mokotowie pod Warszawą i rozpowszechniano medaliony gliniane, wypalane szklisto na sposób majoliki, medaliony zaś gipsowe robił w samej Warszawie J. Ciszewski. Medaliony te, masą stearynową powleczone, a przedstawiające między innemi popiersia ks. Józefa Poniatowskiego, Kościuszki, Kochanowskiego, S. Czechowicza, M. Stachowicza, znajdowały się w zbiorze Tomasza Zielińskiego w Kielcach. 

O jednym jeszcze autorze medalionów, sporządzanych z innego niż bronz materyału, zachował nam wiadomość Bolesław Podczaszyński. Jest to Norbert Schroedel, probierz i administrator mennicy warszawskiej, który w Warszawie w początkach XIX. wieku, rzeźbił w kości słoniowej wizerunki ks. H. Lubomirskiego, hr. Ad. Potockiego, Ludwika Małachowskiego, hr. Stadnickiego, Gwalberta Pawlikowskiego i innych. 

W cieniu warszawskiej mennicy urósł, a pod okiem Davida d’Angers spotęźniał Władysław Oleszczyński (1808-1866). Jeden z trzech braci, obdarzonych wysokim polotem artystycznym i miłością sztuki, był Władysław już za młodu desygnowany na mincarza mennicy warszawskiej i w tym celu, dla należytego wykształcenia wysłany został do Paryża. Pracował tam w mennicy królewskiej pod kierunkiem mincarza Tyollier, równocześnie uczył się rzeźby u Davida, przyczem także rozwinął w sobie tego samego ducha, który ożywiał mistrza. Z wybuchem rewolucyi lipcowej stanął na barykadach Paryża w obronie ideałów republikańskich, na odgłos zaś powstania w Królestwie pospieszył w szeregi walczących. Okryty ranami wrócił do Paryża, gdzie wyrobione już dawniej imię pozwoliło mu zająć wybitne stanowisko w sztuce. Powołanie medalierskie i przykład mistrza poprowadziły go też rychło w dziedzinę medalionów. Pracował w niej dużo i z wielkiem powodzeniem, portretując co najwybitniejsze osobistości z emigracyi polskiej. Odlewy niektóre również z pracowni Eck i Durand rozchodziły się szeroko w sferach emigracyjnych, docierały nawet do kraju, wywołując wszędzie zachwyt, dla dobrego rysunku i wysokich zalet artystycznych oraz uznanie dla modelera. Mistrza swego może nie przewyższył, ale w wielu wypadkach mu dorównał. Stworzył bardzo dużo rzeczy dobrych, nawet bardzo dobrych, rozpowszechnił rysy najlepszych i najpiękniejszych postaci współczesnej Polski, umiał uchwycić ich podobieństwo fizyczne. Słowacki w liście do matki uznał medalion ze swoją podobizną, wykonany przez Oleszczyńskiego za najpodobniejszy ze wszystkich portretów. 

Zamknięcie mennicy warszawskiej, udział w powstaniu listopadowem, zamknęły mu na długo drogę do kraju. Wrócił w r. 1859, ale nie długo przebywał w Warszawie. Jako znany, ceniony artysta pracował w Krakowie, później znowu za granicą, gdzie go też śmierć zaskoczyła w roku 1866. 

W ogólnej produkcyi artystycznej Oleszczyńskiego stanowią medaliony nieznaczną tylko część, choć jest ich stosunkowo bardzo wiele. Kołaczkowski wymienia ich ponad trzydzieści, a mianowicie portrety: Barzykowskiego, Chojeckiego, Cichockiego, Cieszkowskiego, jen. Dembińskiego, Juliana Fontany, Seweryna Gałęzowskiego, Konst. Gaszyńskiego, Kar. Hoffmana, Idźkowskiego, Jedlińskiego, ks. Jełowickiego, ks.Hubego, ks. Kaysiewicza, A. Mickiewicza Antoniego Oleszczyńskiego, Ap. Kątskiego, Plichty, dra Raciborskiego, W. Sowińskiego, ks. Topolskiego, Zwierkowskiego, Kraszewskiego, Korzeniowskiego, Wójcickiego, Deotymy, Bartoszewicza, Lipińskiego, dra Leviteaux, Pola, Skibickiego, oraz obcych, jak Laffayeta, Fergussona, Ludwika Filipa. Nie jest to jednak spis dokładny, bo braknie w nim jeszcze medalionów Słowackiego, Zofii Malhomme, Józefa Wieniawskiego, ze znanych skąd inąd, a i to jeszcze nie wyklucza, źe znaleźć się mogą i inne, dotąd nieznane. 

Wszystkie medaliony Oleszczyńskiego należą już dzisiaj do rzadkości i jako okazy muzealne są bardzo poszukiwane, choćby nawet w odlewach późniejszych, których namnożyło się sporo. 

Rosnący popyt za medalionami i zamiłowanie w nich publiczności, poddały fabrykanton wyrobów z bronzu myśl wydawnictwa tego rodzaju tworów sztuki plastycznej i rozpowszechniania ich w większych ilościach. Czyniła to w niewielkich rozmiarach założona z początkiem wieku ubiegłego w Warszawie fabryka bronzów Zygmunta Minhejmera, toż samo powstała tamże w r. 1841 fabryka Evansa, na wielką zaś skalę rozpoczął produkcyę medalionów Karol Minter. Ojciec jego Karol Wilhelm Minter, malarz urodzony w Szczecinie, wychowany. w Kopenhadze, przybył w r. 1822 do Warszawy, gdzie wykonał między innemi piękną miniaturę Joanny Grudzińskiej, Księżny Łowickiej, później zaś założył litografię, dla której sam bardzo wiele rytował na kamieniu, a wreszcie w r. 1828, duże przedsiębiorstwo przemysłowe, składające się z warstatów blacharskich, bronzowniczych, konwisarskich, lakierniczych, stolarskich, ślusarskich i tokarskich. Wyrabiał w nich zabawki dla dzieci, aparaty gorzelniane, machiny parowe, przyrządy aptekarskie, naczynia kuchenne i t. d.  Wśród tak ożywionej działalności przemysłowej, przyszła także kolej na medaliony, zwłaszcza, że stary Minter i w tym kierunku posiadał zamiłowanie, sam bowiem rzeźbił w bursztynie. 

Dopiero jednak syn jego, objąwszy fabrykę, poświęcił medalionom uwagę specyalną. Rzutki i energiczny przedsiębiorca, sprowadził też rychło produkcyę w tym kierunku na poziom wysoce finansowy i bardzo fabryczny. Zakupywał od artystów modele wraz z prawem ich reprodukcyi i odlewał je w większych ilościach, na własny rachunek, czasami zaś zamawiał wprost medaliony osób popularnych, co do których można było przypuścić, że ich portrety ry chło zostaną rozkupione. Czynił więc zupełnie to samo, co czynili i czynią nakładcy księgarscy, skutkiem też tego posiadł wobec medalionów polskich tę samą zasługę, w dodatniem i ujemnem znaczeniu, co pierwszy lepszy księgarz wobec książki. Spopularyzował medaliony, a razem z nimi rysy najwybitniejszych ludzi w społeczeństwie, wyrobił zamiłowanie dla całej tej gałęzi sztuki plastycznej a równocześnie obniżył jej poziom, czyniąc medalion przedmiotem handlu i interesu ze stron obu: własnej jako nakładcy i artysty, znajdującego łatwy popyt na płody swojej twórczości. Do tego płacił artystom licho, więc też otrzymywał modele niezawsze artystycznie wykończone, aw wielu wypadkach robione pospiesznie, w nadziei łatwego, choć skromnego spieniężenia u pewnego źródła zbytu. Stąd skupiła się koło fabryki Minterowskiej cała plejada artystów rzeźbiarzy, aw piątym lat dziesiątku ubiegłego stulecia produkcya medalionów i odlewów artystycznych zakwitła w Warszawie na dobre.

Według ogłoszonej w r. 1858 »Wiadomości o odlewach pamiątek krajowych, wydanych staraniem i nakładem fabryki Karola Mintera w Warszawie«, robił on przedewszystkiem »pomniki książąt i królów polskich« w odlewach bronzowych i cynkowych, oraz formatach mniejszych i większych. W ten sposób wydano tu pomniki katedry poznańskiej, dalej ze Sandomierza, Wrocławia, katedry św. Jana w Warszawie, Torunia, głównie z katedry na Wawelu. Odlewy dobre, wcale staranne i sama myśl popularyzowania tych pierwszorzędnych pamiątek narodowych i to w czasie, gdy skutkiem zastoju na innych polach życia publicznego, badania archeologiczne i kolekcyonerstwo cieszyło się powszechnem uznaniem - sprawiły, że pomniki książąt i królów polskich, mimo dość wysokich cen, rozeszły się bardzo szybko a dziś są bardzo trudne do dostania. 

Dalej, wydała fabryka Minterowska »posążki czyli statuetki, odlane ze spiżu białego i galwanicznie powleczone bronzem«, w ten sam sposób »popiersia czyli biusta«, a wreszcie »płaskorzeźby z lanego bronzu z wizerunkami znakomitości polskich«. 

Te ostatnie ugruntowały sławę fabryki Minterowskiej między miłośnikami numizmatyki i zbieraczami. Robione podług wzorów Davida i Oleszczyńskiego, miłe bardzo na pierwsze wejrzenie, przynoszące całemi seryami portrety ludzi zasłużonych, stosunkowo niedrogie, znalazły one szybko, bardzo szerokie rozpowszechnienie, zwłaszcza w Królestwie. Był czas, kiedy żaden dwór szlachecki nie mógł się obejść bez Minterowskiej kolekcyi królów polskich, a medaliony poetów i wodzów wyrażały wspomnienie i pamięć ich rysów, na równi ze sztychami i kolorową litografią, u całego pokolenia. Gdy się doda jeszcze, źe jak zwykle, tak i w tym wypadku wszechwładna moda mahoniowego stylu Biedermajerowskiego sprzyjała bardzo ozdabianiu ścian pokojowych medalionami i zadecydowała o ich rozpowszechnieniu. 

Na ogół odlewała fabryka Minterowska trzy rodzaje medalionów, a względnie w trzech wielkościach, do czego stosowała się też i cena ich, przyczem, »do tych płaskorzeźb znajdowały się ramy metalowe, przyozdobione odlewami, lakierowane w guście palisandru«. W r. 1858 miał Min ter gotowych już do rozsprzedaży 59 medalionów z portretami mężów w Polsce zasłużonych. 

Lwią ich część wykonał Wojciech Święcki († 1873 w szpitalu paryskim). Artysta bardzo zdolny, wysoko wykształcony, ale jak wielu u nas, skutkiem nieszczęśliwych warunków życiowych wykolejony i zmanierowany. Pomnik »autora Kaliny« na cmentarzu powązkowskim w Warszawie, prace, które wykonał w Banku francuskim w Paryżu, świadczą chlubnie o jego talencie W Paryżu zdobywał pierwsze nagrody i najzaszczytniejsze zamówienia, w kraju jednak chleba nie mógł znaleźć a szukając go w gorączkowej potrzebie, trafił na Karola Mintera i począł dla jego fabryki modelować medaliony. Jeszcze gdy chodziło o osobistości współczesne, talent Święckiego pokonywał trudności pochodzące z roboty pospiesznej, na licho płatne zamówienie, ale z osobistościami historycznemi nie umiał sobie dać rady, ani umiał wyszukać odpowiedne oryginały do skopiowania, Stąd portrety królów polskich pozbawione są pod względem historycznym większej wartości, tak samo jak i portrety innych osobistości historycznych, których wykonał Święcki dużo, może aż za dużo, jak na jednego człowieka. Stąd też, gdy śmierć przedwczesna zabrała w r. 1873 człowieka, który w każdym innem środowisku i przy sprzyjających warunkach mógł być wielkim artystą, pisał Aleksander Lesser w jego nekrologu: »Rzeźby te (medaliony) z wielką łatwością tworzył, nie mając jednak ani pomocniczych materyałów na tem polu, ani dostatecznej znajomości historycznej, zasięgał rady w tym względzie doświadczeńszych od siebie artystów i nieraz byłem świadkiem z jaką skromnością uwagi ich przyjmował. Prace te co do wykończenia, jeszcze wiele do życzenia pozostawiały, ale musimy wybaczyć młodemu artyście, zważywszy, źe dotąd należytego pola do wykształcenia nie miał i głównie też dlatego, źe utwory te tak skromnie wynagradzane były, źe zaledwie na pierwsze potrzeby artysty wystarczyć mogły«. 

Te słowa wystarczyć mogą dla scharakteryzowania całej tragedy i człowieka, który wykonać musiał kilkadziesiąt medalionów, bo musiał żyć! 

Z innych artystów, stojących blizko odlewami Karola Mintera, znamy medaliony D. Zalewskiego z r. 1857., Wojciecha Kasprowicza, ucznia również mistrzów paryskich, Mokrackiego, Stanisława Marczewskiego. Utrzymane w tym samym typie co wszystkie medaliony Minterowskie, robione były widocznie na zamówienie, a skutkiem tego nie wychodziły po za zwykłą przeciętność. U Mintera też lał swoje medaliony Henryk Stattler, Krakowianin, (1834-1877) a trzy jego pospolicie znane medaliony: Wincentego Pola, Jana Pawła Woronicza i Andrzeja Zamoyskiego, wyróżniają się od innych dodatnio klasyczną formą i starannem wykończeniem. 

Równocześnie pracował nad medalionami pilnie a bez rozgłosu Rafał Ratsza Slizień na Litwie (1803-1881). Utalentowany artysta amator, już w Petersburgu, gdzie w trzecim lat dziesiątku ubiegłego stulecia służył w ministerstwie spraw wewnętrznych, zaczął Slizień lepić z gliny medaliony. Między innemi miał zrobić medalion Maryi Szymanowskiej, znakomitej pianistki, teściowej Mickiewicza, który jej ofiarował. Wróciwszy na Litwę w r. 1830 pracował, w chwilach wolnych od gospodarstwa, dalej w zawodzie rzeźbiarskim, ale nie przywiązując do dzieł swoich wielkiej wagi, rozdarowywał je sąsiadom i znajomym. Obecnie ze stu kilkudziesięciu popiersi medalionów, które Rafał Slizień wykonał, pozostała w zbiorach jego syna Henryka w Warszawie niewielka tylko ilość. Biusty te i medaliony mają przeważnie znaczenie pamiątkowe dla rodziny, są jednak między nimi podobizny tego rodzaju zasłużonych mężów, jak Henryka Rzewuskiego (wyk. w r. 1863 w Dreźnie), hr. Konstantego i Eustachego Tyszkiewiczów (Wilno 1850), Tomasza Zana, Jana Czeczota, Antoniego Edwarda Odyńca, Michała Romera, prof. Adamowicza i w. innych. W blizkich stosunkach ze Slizieniem pozostawał także płodny artysta Jan Ostrowski, z którego medalionów jeden znajduje się w naszym zbiorze, kolekcyę zaś biustów jego roboty posiada krakowskie Muzeum Narodowe. 

Również Litwinem, ale odmiennego temperamentu artystycznego byt Henryk Dmochowski (Henri de Sanders). Urodzony w Wilnie w r. 1810, emigrant mieszkający w Paryżu, Londynie a wreszcie w Ameryce, gdzie doszedł do sławy i znaczenia. Jego to roboty jest medalion Szeli i Metternicha a prawdopodobnie także medalion Józefa Zaliwskiego, oba pełne politycznej tendencyi, wyrażonej już samą formą (medalion Metternicha pomyślany jako spluwaczka) w mnóstwie napisówn a nawet całych scen, jak na medalionie Zaliwskiego. Ciekawe bardzo jako dokument epoki, czasów i ludzi, wyróżniają się ponadto obydwa twory Dmochowskiego od innych medalionów samem pojęciem, które polega na tern, że sam medalion, a raczej portret otoczony jest a nawet przeładowany ornamentyką i szczegółami ubocznymi, które sam portret usuwają na plan drugi. 

Starym sposobem i manierą Oleszczyńskiego a Swięckiego modelowali u nas w szóstym i siódmym lat dziesiątku ubiegłego stulecia: ze starszych Jan Minhejmer, wierny naśladowca Oleszczyńskiego, co widać przedewszystkiem na portrecie Feliksa Łubieńskiego, Andrzej Szyndler (medaliony Jadwigi i Jagiełły, Kraszewskiego) Regulski, L. Szteinman, Andrzej Pruszyński w Warszawie, Teofil Godecki, J. Langer, a zwłaszcza Krakowianie: Piotr Kozakiewicz, Aleksander Ziembowski i Alfred Roemer (1832 do 1897). Ten ostatni zostawił w medalionach portrety prawie wszystkich wybitniejszych osobistości krakowskich. Medaliony Roemera odznaczają się dużymi stosunkowo rozmiarami, dobrym rysunkiem i uchwyconem podobieństwem portretowanych osób. Odlewane w bronzie w krakowskiej fabryce odlewów p. Franciszka Kopaczyńskiego, która do dnia dzisiejszego pięknie rozwija swoją działalność na tem polu - należą one do najlepszych medalionów, jakie się w ostatnich czasach u nas pojawiły. 

We Lwowie rzeźbił i modelował Parys Filippi (1836- 1874), ale medaliony jego, jakkolwiek wszystkie mają wybitne cechy jego talentu, nie rozpowszechniły się szerzej i znane są przeważnie tylko z odlewów gipsowych jak naprzykład medaliony Wincentego Pola, generała Hauke Bosaka, Libelta, Wandy Młodnickiej i inne. We Włoszech wreszcie poeta Teofil Lenartowicz rzeźbił medaliony z portretami Mickiewicza, Bohdana Zaleskiego, króla Zygmunta I, Kościuszki i inne. 

Tymczasem medalierstwo znajdowało się w całej Europie w ogromnem zaniedbaniu. Produkcya medalów, jakkolwiek liczna, przestała wogóle interesować tak zbieraczy, jak i muzea, a kto wogóle zbierał medale, bite w owych czasach na pamiątkę różnych okoliczności, jak zjazdy towarzystw, wystawy i t. p., ten mógł się łatwo spotkać z sarkastycznem powiedzeniem Lichtwarka, który zbieranie medalów porównał do kolekcyonerstwa... marek pocztowych. Bite na sposób fabryczny, licho, bez żadnych prawie aspiracyi artystycznych i według ustalonego szablonu, nie zadawalniały one nawet średnich wymagań, ani też nie wytrzymywały w żadnym kierunku porównania z dziełami mistrzów epoki odrodzenia. Kto chciał pracować w tym dziale sztuki plastycznej, ten zwracał się raczej ku medalionom, które dopuszczały większą swobodę i dawały artyście większe pole do popisu. Następcy Dawida, idąc śladami mistrza, rozwijali kształt i formy medalionu, wcielając weń te wszystkie idee, którymi ożywiona była rzeźba francuska, w przełomowej chwili między starymi i nowymi prądami. Szczególniej Paweł Dubois i Chapu stworzyli nowy typ medalionu i wydoskonalali go z roku na rok.

W takim stanie rzeczy stał się medalion punktem wyjścia dla reformy medalierstwa, a kiedy w r. 1870 mennica paryska przyjęła do odlewu pierwsze dzieło rzeźbiarza Pontscarma, zrywające z dotychczasowem szablonem, otworzyło się dla medalierstwa nowe pole działania i nastała epoka, którą słusznie można było nazwać epoką wskrzeszenia medalu i to tak pod względem formy, jak i techniki wykonania, która wróciła do odlewów na sposób mistrzów włoskich w czasach renesansu. 

Przewrót jednak, który się dokonał we Prancyi, przez długie jeszcze lata pozostał tajemnicą dla innych narodów. Dla Niemców odkrył go dopiero Lichtwark, w cytowanej już przez nas poprzednio książeczce, a podchwycił głównie wiedeński medalier Szarff, którego medale do niedawna jeszcze uchodziły za ostatni wyraz artyzm ui techniki medalierskiej. W pobieżnym rzucie oka na przeszłość medalionu, zasługuje Szarf† jeszcze i z tego względu na uwagę, że robił w znaczniejszej mierze prostokątne plakiety, który to rodzaj w czasach najnowszych znachodzić poczyna coraz liczniejszych zwolenników i amatorów. 

W Polsce mieliśmy i mamy artystów, którzy poszli za ogólnym prądem sztuki europejskiej, a na pierwszem miejscu wymienić należy Władysława Marcinkowskiego (ur. 1858 r.) jako ucznia p. Chapu w Paryżu, a więc tego, który czerpał u samego źródła odrodzenia sztuki medalierskiej. Medalionów Marcinkowskiego posiadamy sporo. Są to portrety: Bohdana Zaleskiego, Domeyki, Chojeckiego, Kaczkowskiego, Andriollego, Mickiewicza, ks. Czartoryskiego, dra. X. Gałęzowskiego, Paderewskiego, Modrzejewskiej i inne. 

Drugim medalierem polskim, który i zagranicą coraz większe zdobywa dla siebie uznanie, jest Wincenty Trojanowski (ur. 1859 r. w Warszawie) z medalionów zaś jego zasługują na wymienienie portrety Seweryny Duchińskiej, Kościuszki, Paderewskiego i inne. Z wielkiem uznaniem spotykają się również medaliony portretowe Romana Lewandowskiego (ur. 1859 r.) ucznia prof. Zumbuscha, z których znamy portrety Mickiewicza, Grottgera, Leona Bilińskiego, Stanisława Borkowskiego, w ostatnich zaś czasach wykonał plakietę z portretem Władysława Łozińskiego, artysta malarz p. Dębicki Stanisław. Jest to jedno z najlepszych dzieł, jakie się u nas pojawiły w tym zakresie. 

Po za tymi artystami, którzy, z wyjątkiem p. Dębickiego, poświęcili znaczniejszą część swojej twórczości produkcyi medali, lub medalionów, robili u nas lub robią medaliony prawie wszyscy artyści rzeźbiarze, każdy w sposób właściwy dla swego talentu i odpowiednio do celu, któremu medalion w praktycznem zastosowaniu ma służyć. Stąd też niezmiernie jest trudna charakterystyka obecnej twórczości artystycznej na polu modelowania portretów, a jeżeli by chodziło o znalezienie jakiejś wspólnej cechy, to byłby nią chyba fakt, źe coraz mniej spotykamy medalionów, któreby mogły zainteresować miłośnika numizmatyki, medalionów, jak dawniej pokrewnych medalom. Jeszcze je dna jedyna plakieta, rodzaj dziś, jak już wspomnieliśmy, bardzo ulubiony i chętnie używany przy uroczystościach o charakterze więcej prywatnym, familijnym, utrzymuje łączność ze sztuką Davida, lub Oleszczyńskiego. Zresztą są dzisiejsze medaliony płaskorzeźbami dowolnych rozmiarów, przeważnie w odlewach gipsowych, rzadziej bronzowych, lub galwanoplastycznych. Jedne z nich idą na budynki, jak naprzykład medaliony Piotra Harasimowicza zdobiące teatr miejski we Lwowie, innych przeznaczeniem jest ozdoba ścian prywatnych mieszkań, jeszcze inne, reprodukowane sposobem galwanoplastycznym upamiętniać mają rocznice wielkich ludzi, najczęstsze zaś są plakiety ofiarowane przez grona wielbicieli jubilatom, odlewane w jednym egzemplarzu srebrnym i niewielu bronzowych. 

Z tem wszystkiem jednak sztuka modelowania medalionów, mimo szerokiego zastosowania i mimo cech indywidualnego talentu swoich twórców, znajduje się u nas w głębokim upadku. I to może nie tyle z winy artystów ile z braku fabryk bronzowniczych, któreby co lepsze portrety w medalionach rozpowszechniały w dobrych i artystycznych odlewach. Dawniej nawet dla tak taniego materyału jak glina, znalazło się wiele staranności, źe wymienimy tylko medaliony Mickiewicza, Kochanowskiego, Kraszewskiego, Niemcewicza, które wyszły z pracowni zajmującej się ich wypalaniem z gliny w Dąbrowie górniczej - dzisiaj odlewy bronzowe robione są pospiesznie, bez należytego przysposobienia metalu, a być może bez dokładnej znajomości tajemnic sztuki odlewniczej, tej sztuki, która nazwiska dawnych ludwisarzy po wieki zachowała. Wystarczy porównać chociażby odlewy Min terowskie, lub te, które wyszłyz fabryki w Białogoni, z bezimiennymi przeważnie produktami warsztatów dzisiejszych, ażeby zrozumieć olbrzymią różnicę w wykonaniu. Do tego przyłączyły się sposoby mechanicznej reprodukcyi, jak galwanoplastyki i sprawiły, że dzisiaj medaliony nie cieszą się wcale sympatyą ani zbieraczy ani zarządów muzeów, mimo tego, źe niebrak u nas odlewami dobrych io wyższym poziomie artystycznym, jak wspomniana już przedtem fabryka p. Franciszka Kopaczyńskiego w Krakowie, Henneberga, Krasnosielskiego, Łopieńskiego w Warszawie i inne. 

Wracając jednak do artystów, wymienić należy tych, którzy pozostawili w dorobku swoim większą liczbę medalionów. Do nich należy: Tadeusz Barącz z medalionami Jana Dobrzańskiego, Włodzimierza Dzieduszyckiego, Juliana Grabowskiego, Henryka Siemiradzkiego, Malczewskiego, Ordona, Smolki i t. d.  - Juliusz Bełtowski (1852) z medalionami Beisera Mojżesza, W ita Stwosza i innych - Tadeusz Błotnicki (1858 - uczeń Zumbuscha we Wiedniu) i jego medaliony Lenartowicza, Jadwigi i Jagiełły, Kossaka Juliusza, Mickiewicza i innych - Brzega Wojciech: medaliony rodziny Borkowskich - Tola Oertowiczówna i jej medaliony Matejki, Sienkiewicza, Mieczysława Pawlikowskiego - Gadomski Walery, Marya Gerson, Marceli Guyski, a ze starszych Hoszowski Celestyn, który wyrzeźbił medaliony Mickiewicza, Lenartowicza, Gołuchowskiego, Wincentego Pola, Fredry Aleksandra, Supińskiego, Szajnochy, - Bolesław Jacuński, Leonard Marconi (medaliony Fredry, Wincentego Pola, Adama Sapiehy, prof. Zacharyewicza) Helena Skirmuntowa i wiele innych. 

Na osobną wzmiankę zasługuje JOZEF Hakowski (1834 do 1897) cyzeler złotnik artysta, uczeń złotników warszawskich i warszawskiej szkoły sztuk pięknych, człowiek, który przebywał we Wrocławiu, Wiedniu, Paryżu, Genewie, Lyonie i Londynie a wszędzie się czegoś nauczył. Hakowski wykonał kilka medalionów, które odznaczają się czystością roboty, drobiazgowem wykończeniem szczegółów i charakterem zbliżonym do medali. Dzisiaj w ten sam sposób pracuje p. E. Korosadowicz w Krakowie. 

Historyę jednak medalu polskiego zamyka godnie p. Czesław Makowski, współczesny rzeźbiarz w Warszawie. P. Makowski jest mistrzem plakiety, az jaką gorliwością i zamiłowaniem w tym kierunku pracuje, świadczy sto sześćdziesiąt portretów, które dotychczas w płaskorzeźbie wykonał i przeważnie u warszawskiej firmy Krasnosielski i Spółka w Warszawie odlał. Znajdujemy w tej olbrzymiej seryi portrety wszystkich prawie współczesnych ludzi, lub niedawno pomarłych, którzy odznaczyli się w jakiejkolwiek dziedzinie twórczości pracy publicznej. Istny panteon ludzi zasłużonych, modelowanych artystycznie z uchwyceniem podobieństwa fizycznego. Zawieszony na jednej ścianie zbiór ten plakiet, może razić nieco monotonnością, wynikającą z jednakowego traktowania popiersi, każdy zaś portret z osobna, stanowi nietylko miłą pamiątkę dla wielbicieli talentu odnośnych osób, ale jest równocześnie wyrazem tych zapatrywań, które miał David na zadanie rzeźby, jest uchwyceniem i utrwaleniem najpiękniejszych typów epoki współczesnej. Stąd powszechne uznanie, jakie towarzyszy p. Makowskiemu w jego pracy, stąd też i w przyszłości ta sama będzie udziałem jego zasługa, jaką posiadł David. Plakiety Makowskiego rozchwytywane dziś, w dobrych odlewach bronzowych stają się coraz rzadsze, a w przyszłości staną się niewątpliwie okazami muzealnymi bardzo poszukiwanymi.

keyboard_arrow_up